[go: up one dir, main page]

Śmierć 30-letniej Izabeli. W Świdnicy też zmarła kobieta. "Kazali jej rodzić martwe dziecko"

- Moja Ania też zmarła w 5. miesiącu ciąży w szpitalu. Też wstrząs septyczny. Leżała całą noc na oddziale i kazali jej rodzić martwe dziecko - powiedział Onetowi pan Łukasz, którego żona zmarła w szpitalu w Świdnicy. Po nagłośnieniu historii śmierci 30-letniej Izabeli z Pszczyny mężczyzna postanowił podzielić się swoją historią. W czerwcu stracił żonę w podobny sposób.

Pan Łukasz opowiedział Onetowi o tragedii, która miała miejsce 13 i 14 czerwca 2021 roku w szpitalu "Latawiec" w Świdnicy (woj. dolnośląskie). Jego żona Anna była wówczas w ciąży. W niedzielę wieczorem dostała gorączki. W związku z tym, że jej stan się nie poprawiał, para pojechała do szpitala. 

Zobacz wideo Piekło kobiet. „Jeżeli chodzi o aborcję, to jesteśmy pod ścianą"

Śmierć Izabeli. "Moja Ania też zmarła w 5. miesiącu ciąży w szpitalu"

Pani Ania trafiła na oddział ginekologiczny. Tuż po badaniach lekarz stwierdził, że dziecko nie żyje, co było szokiem dla pary. Jeszcze przed kilkoma dniami w badaniach nie wykazano bowiem żadnych nieprawidłowości. 

- W szpitalu stan Ani pogarszał się, miała 40 stopni gorączki. Było jasne, że wiąże się to z sepsą. Personel szpitala wiedział o tym, mimo wszystko kazali jej rodzić martwe dziecko. Podali leki na wywołanie porodu - opowiadał Onetowi pan Łukasz. 

Więcej informacji na temat śmierci 30-letniej Izabeli z Pszczyny znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Z relacji pana Łukasza wynika, ze miał kontakt ze swoją partnerką do godzin porannych. Czuła się źle, była osłabiona. Później jej stan jeszcze bardziej się pogorszył. Zmarła około południa kilkanaście godzin po przyjęciu. 

Rozgoryczony mężczyzna nie może zrozumieć, dlaczego lekarze nie wykonali cesarskiego cięcia, choć życie jego żony było zagrożone. Została bowiem przyjęta na oddział już z podejrzeniem wstrząsu septycznego. - Dlaczego kazali jej rodzić martwe dziecko? - pytał pan Łukasz.

Jakiej pomocy udzielono pani Ani? - Zastosowano tylko rutynowe leki. Ania z rozwijającą się sepsą leżała, tracąc zdrowie. Chcieli ją przetrzymać do rana, bo wtedy przychodził z urlopu jej lekarz prowadzący. Ale niestety organizm nie wytrzymał. Straciłem żonę i córkę - mówił mężczyzna. 

Śmierć Anny w Świdnicy. Szpital: Doszło do nagłego pogorszenia stanu pacjentki

Wiadomość o pani Ani, która nie doczekała pomocy, pojawiła się w mediach. Wówczas oświadczenie w sprawie wydał szpital, który przekazał, że po przyjęciu niezwłocznie wdrożona została szeroka diagnostyka oraz leczenie. 

"Młoda kobieta zgłosiła się do Izby Przyjęć przy Oddziale Ginekologiczno-Położniczym, skąd natychmiast przekazana została do Oddziału Ginekologiczno-Położniczego z Pododdziałem Patologii Ciąży. Tam niezwłocznie wdrożono szeroką diagnostykę i leczenie. Pomimo intensywnych działań nad ranem doszło do nagłego pogorszenia stanu pacjentki. Niestety działania podejmowane przez lekarzy i pielęgniarki nie przyniosły efektu i pacjentki nie udało się uratować" - cytował portal walbrzych.naszemiasto.pl. 

"Mając na uwadze powyższe, pragniemy podkreślić, że pacjentka nie oczekiwała na udzielenie pomocy w SOR, ani w żadnym innym miejscu, a niezwłocznie po zgłoszeniu się pacjentki do szpitala, przystąpiono do udzielania jej świadczeń, w zgodzie z obowiązującymi procedurami" - podał szpital. 

Jeszcze w czerwcu po doniesieniach medialnych sprawą zainteresowała się prokuratura. Śledczy zebrali dokumentację medyczną. Chcieli też przeprowadzić sekcję zwłok, jednak okazało się, że jest na nią za późno, bo ciało pacjentki już skremowano. 

- W Prokuraturze Regionalnej we Wrocławiu jest prowadzone śledztwo w sprawie zgonu kobiety, pacjentki szpitala "Latawiec" w Świdnicy. Postępowanie zostało wszczęte i jest prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci pokrzywdzonej - potwierdziła Onetowi rzeczniczka Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu Katarzyna Bylicka. 

Niedługo z prokuratorem ma spotkać się pan Łukasz. - Muszę zrobić wszystko, aby śmierć mojej żony i córki nie poszła na marne. By inne kobiety miały lepsze doświadczenia i mogły żyć - powiedział mężczyzna portalowi. 

Śmierć 30-letniej Izabeli z Pszczyny

Tragiczna historia pani Ani przypomina śmierć 30-letniej Izabeli z Pszczyny. Młoda kobieta pod koniec września trafiła do szpitala w wyniku odpłynięcia wód płodowych w 22. tygodniu ciąży. Niestety pacjentka zmarła z powodu wstrząsu septycznego. O sprawie jako pierwsza informowała Jolanta Budzowska, radczyni prawna reprezentująca rodzinę zmarłej.

Sprawy obu kobiet jednak nieco różnią się od siebie. 30-letnia Izabela trafiła do szpitala jeszcze z żywą ciążą w związku z odpłynięciem płynu owodniowego. Choć dziecko nie miało szans na przeżycie, lekarze nie przerwali ciąży, lecz czekali na obumarcie płodu. Kobieta dostała wstrząsu septycznego i nie udało się jej już uratować. 

Śmierć Izabeli poruszyła całą Polskę. W poniedziałek 1 listopada w wielu miastach w Polsce odbyły się manifestacje pod hasłem "Ani jednej więcej". 6 listopada (sobota) zaplanowane zostało z kolei wydarzenie "Ani jednej więcej! Marsz dla Izy". Odbędzie się ono zarówno w Warszawie, jak i ponad 50 innych miastach. 

Więcej o: