[go: up one dir, main page]

Ginekolog: Politycy udają, że niby nic nie wiedzą, niech kobiety sobie radzą [ÓSMY DZIEŃ MIESIĄCA]

Stowarzyszenia od początku ostrzegały, że skutki orzeczenia TK ws. aborcji będą tragiczne. Temat powrócił z całą mocą niemal rok później, gdy poinformowano o śmierci 30-letniej Izabeli. - U nas na piedestale stawia się płód z wadami, a gdzie tam kobieta, gdzie tam jej dzieci i cała rodzina. Politycy mówią, żeby nie wykorzystywać tej sprawy do celów politycznych. Że ustawa jest niby dobra. Że się zdarzyło, bo się zdarza. A mogłoby się po prostu nie zdarzać. I ja się boję, że to nie skończy się na tym jednym przypadku - mówi w rozmowie z Gazeta.pl lekarz ginekolog.

Czytasz artykuł związany z cyklem "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet 2019, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki ze stereotypami. Wszystkie "Ósme dni miesiąca" znajdziesz tutaj.

29 października w mediach społecznościowych pojawił się wpis mecenaski Jolanty Budzowskiej, który ponownie rozpoczął ogólnokrajową dyskusję na temat wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji z 22 października ubiegłego roku. "Konsekwencje wyroku w praktyce. Pacjentka 22. tydzień, bezwodzie. Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód obumarł, pacjentka zmarła. Wstrząs septyczny" - napisała mecenas Budzowska.

- Bała się spać, jakby się bała, że się nie obudzi. W nocy, nad ranem, już dokładnie nie potrafię określić - godzinę klęczała na ziemi i wymiotowała. Powiedzieli jej, że ma wejść na łóżko, wezmą ją na inną salę, bo tu pacjentki muszą się wyspać, muszą być wypoczęte, bo mają jutro zabiegi. I co się potem działo, nie wiem. Potem dowiedziałyśmy się na drugi dzień, że niestety Iza zmarła - opowiada o ostatnich chwilach 30-letniej Izabeli pacjentka, która przebywała z nią na sali w szpitalu w Pszczynie. O sprawie tej porozmawialiśmy z lekarzami ginekologami, którzy chcą zachować anonimowość.

Zobacz wideo Skąd nagła ofensywa antyludzkich projektów Kai Godek? Pytamy posłankę Monikę Rosę

Sprawa 30-letniej Izabeli. "Ta śmierć jest następstwem źle działającego prawa"

Lekarze w rozmowie z Gazeta.pl zareagowali również na sobotni komunikat Ministerstwa Zdrowia. Zastanawiają się, dlaczego resort zdrowia dopiero teraz, bo ponad rok po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji, przekazał zalecenia dotyczące postępowania w przypadku przedwczesnego odpływania płynu owodniowego. W imieniu lekarzy wysłaliśmy do MZ trzy pytania.

  1. Jakie będą zalecenia resortu w przypadku zagrożenia życia - czy resort planuje dokładnie zalecenia, tak jak w przypadku odejścia płynu owodniowego?
  2. Czy resort rozważa wypowiedzenie klauzuli sumienia, ponieważ obok obowiązującego prawa jest to według lekarzy największy problem dla pacjentek, które nawet nie mogą otrzymać informacji od lekarza, gdzie mogą udać się na legalny zabieg terminacji ciąży (w przypadku dwóch przesłanek)?
  3. Czy resort planuje reakcje wobec ruchów antyaborcyjnych, które dążą do całkowitego zakazu przerywania ciąży?

Na razie nie dostaliśmy odpowiedzi.

Na śmierć 30-letniej pacjentki zareagowało wiele osób - jedni zarzucali lekarzom, że zwlekają z pomocą, inni natomiast, że przy obowiązującym dziś prawie do takich sytuacji może dochodzić częściej. Nasi rozmówcy niezbyt chętnie chcieli odnosić się do samego przebiegu leczenia kobiety, bo, jak podkreślają, nie ma dokładnych informacji w tej sprawie.

Więcej na temat wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji czy śmierci Izabeli na stronie głównej Gazeta.pl.

Dlaczego lekarze zareagowali tak w przypadku 30-letniej pacjentki?

- Bardzo możliwe, że odpłynął już płyn owodniowy, ale nie było jeszcze specjalnie wykładników zakażenia. Lekarze działali zgodnie z polskim prawem, podali jej leki i antybiotyki, ale rozwinęła się sepsa - pewnie piorunująca. Pierwotną przyczyną tej sytuacji nie jest jednak bakteria gram ujemna, która doprowadziła do sepsy, tylko fatalne prawo. Bo gdyby było dobre prawo, to ciąża zostałaby przerwana wcześniej, a na to polskie prawo nie pozwala. Nie musielibyśmy wówczas rozmawiać na ten temat. Matka by żyła, matka, która miała już dziecko - mówi nam lekarz ginekolog Paweł S.

Rozmówcy odnieśli się także do komunikatu Prokuratury Regionalnej w Katowicach, która przedstawiła więcej informacji w sprawie. Jak dotychczas ustalono, pacjentka podczas przyjęcia miała przeprowadzone badania, w których stwierdzono, że płód jest żywy. Z powodu podwyższonego poziomu CRP pacjentce podano antybiotyk. Następnego dnia, ze względu na pogarszający się stan kobiety, przeprowadzono badania USG, w którym stwierdzono obumarcie płodu. Przy wykazaniu wysokiego poziomu CRP u pacjentki przeprowadzono zabieg cesarskiego cięcia. Stan kobiety jednak się pogarszał. Niedługo potem zmarła.

- To, co podała prokuratura, wskazuje na to, że lekarze działali na podstawie utartego schematu postępowania. Obecnie w sytuacji, gdy ciąża określana jest jako żywa, nawet jeśli nie ma szans na jej utrzymanie, to żaden lekarz nie podejmie się przerwania ciąży. - dodaje doktor Paweł S. - Zgodnie z utartym rozumieniem ustawy, która teraz jest, lekarze mogą podjąć tylko działania przeciwzapalne. Lekarz musi czekać, aż serce płodu przestanie bić, żeby móc zaindukować poronienie. Jeżeli płód żyje, to nie mają prawa tego zrobić, chyba że w sposób ewidentny będzie zagrożone życie matki. A w przypadku takich ciąż zagrożenie pojawia się wtedy, gdy na pomoc jest już czasem za późno - przyznaje nasz kolejny rozmówca, także ginekolog, Piotr M.

"Politycy mówią, żeby nie wykorzystywać tej sprawy do celów politycznych. Że się zdarzyło, bo się zdarza. A mogłoby się po prostu nie zdarzać"

Czy to nie jest tak, że lekarze po prostu przestraszyli się możliwych konsekwencji, które spotkałyby ich, gdyby zdecydowali się przerwać ciążę jeszcze w momencie, gdy była ona żywa?

- Myślę, że każdy by się przestraszył. Ja się nie dziwię lekarzom, bo przy każdym zabiegu terminacji ciąży jest doniesienie do prokuratury. Ciągłe pytania, dlaczego tak, a nie inaczej. Zamiast być z pacjentkami, lekarz jeździ po prokuraturach - przyznaje Paweł S.

- Sytuacje, kiedy kobieta jest odsyłana od szpitala do szpitala, nawet przy wskazaniu na legalną aborcję, są bardzo częste. Wystarczy podpisać klauzulę sumienia. Lekarze często odmawiają, ale tylko część robi to z przekonania. Inni robią to po prostu ze strachu. Bo nie chcą przez następnych kilka lat tłumaczyć się w prokuraturze z terminacji ciąży. Ustawa po prostu wiąże ręce lekarzom. Boją działać przy takiej politycznej wykładni prawa. Nawet na przykładzie Pszczyny - już zaczęło się szukanie kozła ofiarnego. Że niby to nie ustawa jest zła, tylko lekarze, którzy muszą się do niej stosować - dodaje Piotr M.

Pierwszy z rozmówców zgodził się z tym, że nie wyobraża sobie, by przy tej atmosferze strachu, która jest obecna w szpitalach, dokonano zabiegu przerwania ciąży. - To jest bardzo przykre, bo całe to prawo zostało przyjęte kosztem kobiet. Wypowiedzi polityków, które słyszałem, panów Fogla i Suskiego, to jest już brak słów. Brak słów na to, jak okrutne i nieludzkie są to sformułowania, których użyli, gdy mówili o sprawie tej 30-letniej kobiety. Bo u nas na piedestale stawia się płód z wadami, a gdzie tam kobieta, gdzie tam jej dzieci i cała rodzina. To jest dla nich nieważne. Politycy mówią, żeby nie wykorzystywać tej sprawy do celów politycznych. Że ustawa jest niby dobra. Że się zdarzyło, bo się zdarza. A mogłoby się po prostu nie zdarzać. I ja się boję, że to nie skończy się na tym jednym przypadku - mówi lekarz Paweł S.

Teraz boją się jednak nie tylko lekarze, lecz także same pacjentki. Co można doradzić kobietom, u których stwierdzono wady letalne płodu?

To, co robią już teraz: niech wyjeżdżają. Jadą do Czech, Niemiec, Holandii, Anglii. Mają wówczas przeprowadzoną terminację w szpitalu, są pod dobrą opieką i w dobrych warunkach. Często z pomocą psychologa. Bez ideologii. Bez robienia im wyrzutów. Bez oceniania ich sytuacji. Taką pomoc one powinny dostawać w kraju, ale myśmy - co prawda nie ja - sami taką władzę wybrali. W każdej dużej miejscowości w Polsce odjeżdżają busy z pacjentkami na takie zabiegi. Ja z perspektywy mojego gabinetu mogę potwierdzić, że jest masa kobiet, które musiały w ten sposób wyjechać. Bo dziecko miało wady wrodzone, letalne - odpowiada Piotr M.

Ginekolog: Politycy udają, że niby nic nie wiedzą, niech kobiety gdzieś idą i sobie radzą
Ginekolog: Politycy udają, że niby nic nie wiedzą, niech kobiety gdzieś idą i sobie radzą grafika: Marta Kondrusik / Gazeta.pl

Prawniczka Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny przypomina, że w Polsce działają organizacje, które pomagają kobietom w procedurach przerywania ciąży w przypadku, gdy występuje zagrożenie życia lub zdrowia, w tym psychicznego. Federacja udostępnia zaświadczenia oraz poradniki, takie jak:

Podobnego wsparcia udziela także Aborcyjny Dream Team.

- W przypadku wad letalnych to są dramatyczne decyzje kobiet. Bo jaki jest cel noszenia takiej ciąży? Przy takich wadach nakładają się patologie ciąży, nadciśnienie, wrośnięte łożysko, wielowodzie, jest tego szereg, bo jedna wada będzie prowadziła do drugiej. Nie ma najmniejszego sensu noszenie takiej ciąży. Ta ustawa tylko i wyłącznie zaspokaja potrzeby ideologiczne. I to proszę zauważyć, zabiegi przerywania ciąży się odbywają, ale za granicą. Wicepremier do spraw bezpieczeństwa powiedział, że nawet średnio zaradna kobieta poradzi sobie ze znalezieniem tych informacji. Politycy udają, że niby nic nie wiedzą, niech kobiety sobie gdzieś idą i sobie radzą. Więc nie mają wyjścia i tak właśnie sobie radzą - zauważa Paweł S.

- Poza tym tych wad letalnych jest tyle, że moglibyśmy dyskutować tylko o tym do Bożego Narodzenia. Jest tego masa. Ja ostatnio nawet nie wiem, jakie schorzenie u płodu widziałem. A już od wielu lat robię USG i pierwszy raz nie byłem w stanie stwierdzić konkretnej nazwy chorobowej. Brak rąk, brak nóg, bezczaszkowie, wytrzewienie. Jakie są szanse na życie? Żadne. Ja sobie po prostu niektórych rzeczy nie wyobrażam, tak jak nie wyobrażałem sobie, jak ta kobieta ma urodzić tak zdeformowane dziecko - dodał Piotr M.

Jak teraz pacjentki reagują na to, że ciąża nie przebiega prawidłowo, że płód ma wady letalne i umrze zaraz po porodzie?

- Są trzy rodzaje pacjentek. Pierwsze są bardzo świadome i bardzo szybko wiedzą, co chcą zrobić dalej. Drugi rodzaj to kobiety, które przyjmują na siebie to, co usłyszały, nawet gdy diagnoza jest tragiczna, nie decydują się na żaden krok. Trzecia grupa pacjentek ma zespół wyparcia. Na otrzymaną diagnozę o wadach letalnych dziecka i rokowaniach reagują jakby obroną - skupiają się na innym temacie, w ogóle nie dopuszczają do siebie tych myśli o nieuleczalnej chorobie dziecka. Ostatnio taką pacjentkę miałem dwa-trzy tygodnie temu. Powiedziałem to spokojnie, przystępnym językiem, nie jakąś medyczną terminologią, wszystko jej zapisałem. Ale w odpowiedzi dostałem jedno pytanie, które powtarzała jak mantrę. "Ale co, chłopczyk będzie, tak?". I tak co 30 sekund. Takiej pacjentce trzeba dać czas, żeby sama to zrozumiała - sama, nie znaczy samotna, bo konieczne jest tutaj wsparcie, najlepiej psychologa - odpowiada nam lekarz Piotr M.

- Często to są bardzo ciężkie rozmowy. Kobieta ma wtedy tak dużo emocji, że nie jest w stanie sobie z tym inaczej poradzić. Tych tragicznych historii i decyzji jest mnóstwo. Są to historie kobiet, które przyjeżdżają do mnie już z całej Polski. Właśnie miałem taki telefon, gdzie pacjentka poinformowała mnie, że jest w zdrowej ciąży. A jeszcze ponad pół roku temu była tragedia. I to cud, że ona to wytrzymała, ale co 10. pacjentka już tego nie wytrzymuje nerwowo. I to się będzie kończyło kolejnymi tragediami - dodaje.

Czy historia pani Izy ma szansę coś zmienić w naszym kraju?

- Coś się niedobrego stało, że społeczeństwo - mimo protestów - akceptuje wszystko to, co robi większość w Sejmie. Wypowiedzi Fogla i Suskiego też o tym świadczą. Ci panowie są w bardzo dobrym nastroju. Oni wiedzą, że ta sprawa, jakkolwiek tragiczna, nic nie zmieni, bo oni przecież stworzyli "tak dobre prawo". A w żadnym kraju Europy nie ma tak drastycznego prawa. I to też trzeba podkreślić, że aborcja z przyczyn embriopatologicznych to wcale nie jest trudny temat. Wszystkie kraje Europy jakoś sobie z tym poradziły, nawet Węgry - zauważa Paweł S.

- Jest to niesamowita tragedia, która i tak niczego ludzi nie nauczy. Nie ma takiego cudu, że coś się zmieni. Bo obrońcy tzw. życia poczętego nie pomyślą o tym, że także inne dziecko zostało bez matki. To biedne dziecko, które zostało w domu, jemu nikt nie jest w stanie jej zastąpić. I to są tragedie, których nikt nie widzi lub nie chce widzieć - podsumowuje Piotr M.

- Bardzo bym chciał, żeby mnie sąd zwolnił z tajemnicy lekarskiej. Bo są aktywiści i politycy, którzy są anty i byli przeciw, dopóki ich to nie dotyczyło. I zawsze mają wytłumaczenie - "że oni są przeciwni, ale to właśnie ich, nie nikogo innego, sytuacja jest wyjątkowa". Hipokryzja tych ludzi jest niesamowita - dodaje anonimowo nasz rozmówca.

Więcej na temat sytuacji w Polsce po wyroku TK ws. aborcji:

Więcej o: