- Z Rosją - taką, jaka jest dzisiaj - nie da się wynegocjować pokoju, ponieważ ona chce czerpać zyski z agresji. Dlatego też konieczne jest reagowanie na to siłą, a nie ustępstwami. (...) Celem Putina jest również pokój, tyle że na jego warunkach, czyli w wyniku kapitulacji przynajmniej Ukrainy, a najlepiej całego Zachodu. Na to są trzy odpowiedzi. Można skapitulować, odeprzeć agresora, albo przynajmniej wzmocnić ofiarę, żeby agresor sam się poddał - mówił w rozmowie z "Visegrad Insight" szef MSZ Radosław Sikorski.
Pytany o wizyty premiera Węgier Viktora Orbana u Xi Jinpinga w Chinach i Władimira Putina w Rosji, Sikorski stwierdził, że "chciałby zobaczyć efekty tych wysiłków". Według szefa MSZ "kwalifikacje PR-owe" węgierskiego szefa rządu wzrosły.
- Jednak na ostatnim posiedzeniu Rady ds. Zagranicznych UE, na przykład, Węgry nie miały poparcia dla swojego stanowiska. Co więcej, wydają się osamotnione, gdy to one proszą o solidarność ze strony Europy w kwestii dostaw ropy naftowej. Nie otrzymują tej solidarności, ponieważ trudno jest zyskać przyjaciół, jeśli ktoś emanuje egoizmem - dodał Radosław Sikorski.
- Odbyła się również dyskusja na temat tego, gdzie powinno się odbyć jedno ze spotkań Rady ds. Zagranicznych podczas prezydencji węgierskiej: czy w Budapeszcie, czy w Brukseli. Jako kompromis zaproponowałem, aby odbyło się ono w Ukrainie - albo we Lwowie, albo nawet w Mukaczewie - co początkowo spotkało się z entuzjazmem węgierskiego ministra spraw zagranicznych - stwierdził szef polskiej dyplomacji.
Radosław Sikorski przypomniał, że przed dwoma laty jedno ze spotkań Rady odbyło się w Kijowie. - Jednak podczas naszego spotkania węgierski minister najwyraźniej otrzymywał inne instrukcje ze stolicy i ostatecznie musiał zawetować propozycję. Został sam. Więc nie widzę, w jaki sposób ta węgierska symetria - sytuująca się między Moskwą a Brukselą - zwiększa wpływy Węgier. Zamiast tego irytuje wszystkich innych - podsumował.
Do wypowiedzi Sikorskiego odniósł się wspomniany przez niego Péter Szijjártó, szef MSZ Węgier. Stwierdził w oświadczeniu wydanym na Facebooku, że "od czasu misji pokojowej dyplomacja międzynarodowa zyskała na sile".
"Wreszcie coraz więcej ludzi ze sobą rozmawia i to dobra wiadomość, bo droga do pokoju wiedzie przez negocjacje! W ostatnich dniach ministrowie spraw zagranicznych Chin i USA spotkali się na spotkaniu państw Azji Południowo-Wschodniej, a minister spraw zagranicznych Rosji rozmawiał także ze swoim południowokoreańskim odpowiednikiem. Byłoby miło, gdyby Europejczycy również to wszystko zauważyli, ale wydaje się, że u nas zrozumienie postępuje wolniej..." - napisał.
"Mój polski kolega Radosław Sikorski także pozostanie przy prowokacji, do czego oczywiście mógłbym się przyzwyczaić, skoro w Radzie do Spraw Zagranicznych UE zasiadamy obok siebie. Teraz jednak przekroczył inną granicę i skłamał, twierdząc, że entuzjastycznie popieram bezsensowną propozycję, aby kolejne nieformalne spotkanie ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej odbyło się w Ukrainie" - dodał. Péter Szijjártó zaznaczył, że "od razu wyraził swój protest na spotkaniu".
"Kontynuujemy prace nad przywróceniem długoterminowego bezpieczeństwa naszych dostaw ropy, dlatego dziś rano ponownie konsultowałem się telefonicznie z moimi rosyjskimi kolegami Siergiejem Ławrowem i Słowakiem Jurajem Blanárem" - zaznaczył. "Podtrzymuję niezachwiane stanowisko, że Ukraina postępuje wbrew układowi stowarzyszeniowemu z UE, gdy zagraża bezpieczeństwu naszych dostaw energii. Jednocześnie stale analizujemy możliwe rozwiązania prawne i techniczne, które zapewnią ciągłość dostaw naszej ropy niezależnie od ukraińskiego zakazu tranzytu" - czytamy w oświadczeniu węgierskiego ministra.
Rzecznik polskiego MSZ Paweł Wroński zaznaczył w rozmowie z Agencją Reutera, że Radosław Sikorski miał wrażenie, że Péterowi Szijjártó podobał się pomysł organizacji spotkania Rady w Ukrainie. - Jeśli było inaczej, to znaczy, że źle zinterpretował zachowanie ministra Szijjarto - powiedział.