Region Emilia-Romania zlokalizowany w północnej części Włoch, znany jest pod nazwą "doliny żywności". Na jego terenie znajduje się 19 muzeów poświęconych lokalnym produktom i przepisom pochodzącym z kuchni regionalnej. Bogata stolica włoskiego smaku szczyci się także wysokim poziomem zatrudnienia i jest odpowiedzialna za wytwarzanie aż 9,1 proc. PKB państwa. Wszystko to może zostać jednak bezpowrotnie zaprzepaszczone za sprawą powodzi nawiedzających Emilia-Romania niemal od początku maja bieżącego roku.
Niepokojąco intensywne opady deszczu pojawiły się we włoskim Emilia-Romania wraz z pierwszymi dniami maja. Początkowo stanowiły one miłą odmianę po suszy nękającej od wielu lat mieszkańców regionu. Szybko okazało się jednak, że jest to jedynie przejście z jednej skrajności w drugą. Jak podaje stacja CNN w przeciągu pierwszych dwóch tygodni z nieba spadła półroczna norma deszczu przewidziana dla tych terenów. Jakby tego było mało, w kolejne 36 godz. ulewa zrzuciła na region kolejną półroczną normę opadów. Oznacza to, że w niecałe trzy tygodnie w Emilii-Romanii spadło tyle deszczu, ile zazwyczaj można było uświadczyć tam przez cały rok. Spękana i utwardzona po wieloletniej suszy gleba nie jest w stanie pochłonąć tak dużych ilości wody, przez co region nękają powodzie.
Niszczycielski żywioł pochłania zaparkowane na ulicach samochody, wdziera się do piwnic i niszczy mury budynków mieszkalnych. Zrywa także ważne instalacje, przez co w wielu miejscach nie ma prądu. Sytuacja najgorzej ma się jednak w przypadku rolników. Pod wodą znikają całe gospodarstwa, a uwięzione w nich zwierzęta hodowlane często giną w starciu z żywiołem. Zalane zostały również pola uprawne, winnice i sady, a nawet rośliny, które właśnie wydały gotowy do zebrania plon. Dodatkowo z każdym kolejnym dniem stojącej wody maleje prawdopodobieństwo przetrwania drzew i krzewów, których korzenie gniją pod wpływem ponadprzeciętnej wilgoci. Powodzie nie oszczędziły nawet magazynów, w których składowano zebraną żywność. Według Coldiretti (krajowej federacji rolników) wyrządzone dotychczas szkody są "nieobliczalne", a najbardziej poszkodowany jest na ten moment sektor owoców i warzyw.
Żywioł nie oszczędził miasta Faenza w regionie Emilia-Romania. Na Kontakt 24 napisał pan Piotr, który mieszka we Włoszech od 20 lat. Jak relacjonuje, skala tragedii jest "nie do opisania", przypomina tę z wielkiej powodzi w 1997 rok.
- Na szczęście moje mieszkanie nie było zagrożone zalaniem. Woda dostała się do garażu i piwnicy, jest teraz na wysokości około 70 centymetrów. Zalała między innymi pralkę, ale udało się nam uniknąć większych szkód, bo wcześniej zabraliśmy stamtąd ważne dokumenty i przestawiliśmy samochody w bezpieczne miejsce. Widziałem już wcześniej, że rzeka nabrała więcej wody. Od razu wróciły do mnie wspomnienia z powodzi we Wrocławiu z 1997 roku. Mieszkałem wtedy w Miliczu i na własne oczy widziałem zniszczenia. Pomagaliśmy rodzinie we Wrocławiu, zawoziliśmy im chleb. Nie myślałem, że będę jeszcze kiedyś widział coś takiego na własne oczy - opisuje redakcji Kontakt 24.