Rosjanie rozpoczęli okupowanie Wołczańska pierwszego dnia inwazji. Zamienili centrum miasta, gdzie znajdują się budynki administracyjne i fabryka kruszyw, w strefę zamkniętą. Miejscowi początkowo byli karani za najmniejsze przewinienia, takie jak ściągnięcie rosyjskiej flagi z głównego masztu.
- Torturowali mnie przez cały dzień: bili, kładli na noszach, strzelali przy głowie, bili młotem po plecach. A potem zawieźli na pole i wyrzucili mnie z samochodu. Do domu wróciłem na piechotę. Przeszedłem jakieś 12-15 kilometrów. Potem przez dwa miesiące w ogóle nie mogłem chodzić - opowiada Ołeksandr cytowany przez SuFot. YouTube - 5.ua (zrzut ekranu)spilne Media.
Najeźdźcy zamienili miejscowy posterunek policji w swoją siedzibę. - Ludzie byli tam przetrzymywani, aby zmusić ich do wstąpienia do "policji ludowej" - relacjonuje Iwan Żylin, zastępca szefa wydziału śledczego policji.
- Obiecano im, że jeśli pójdą do pracy w miejscowej policji ludowej, pensja wyniesie około 80 tys. rubli (ok. 4,6 tys. zł - red). I że te pieniądze wystarczą im na utrzymanie siebie i swoich rodzin, a Rosja będzie tu na zawsze. To tu będą pracować przez długi czas i rozwijać karierę - mówi Żylin telewizji 5 kanał.
Wśród zatrzymanych na komisariacie był 21-letni mieszkaniec Wołczańska, Witalij, który pomagał ukraińskiej armii jako informator. - Kiedy lokalna policja przeszła na współpracę z wrogiem, wiedzieli, że komunikuję się z wojskiem, z kontrwywiadem, ze strażą graniczną. Strzelali mi pod nogi z karabinu maszynowego, strzelali w ucho, wkładali mi zapałki do ust, podpalili, a potem zaczęli mnie ciągnąć do okopów - wspomina Witalij. Mężczyzna spędził 17 dni w rosyjskiej niewoli. Razem z nim w celi znajdowało się 35 osób.
Więcej podobnych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Rosjanie włamywali się do domów rodzin osób służących w wojsku. Przekonał się o tym 53-letni Serhij, którego syn jest żołnierzem. - Byliśmy w domu ze znajomym. Mojemu przyjacielowi jako pierwszemu złamali obojczyk i wybili szczękę. Przeszukali mój dom, wsadzili do samochodu i zaczęli torturować paralizatorem, a potem zawieźli mnie do biura prokuratury - relacjonuje Serhij.
Kiedy mężczyzna odmówił współpracy, został skatowany i przetrzymywany w piwnicy. - Przesłuchiwał mnie chyba pracownik FSB, ma przezwisko "Mars". Zażądali, żebym zadzwonił do syna i namówił go, żeby przyjechał. Odmówiłem, więc pobili mnie, założyli mi worek i zabrali do piwnicy, trzymali mnie tam długo bez wody. Rano mnie wynieśli i zabrali do mieszkania syna. Ukradli stamtąd wszystko, nawet moje domowe kapcie. Po czym zabrali klucz i wyszli - opowiada ojciec żołnierza.
Jak podaje 5 kanał, dotychczas udało się zidentyfikować dwieście ofiar. Śledztwo w sprawie przestępstw popełnionych na cywilach jest w toku. Wiele ofiar nie jest gotowa na opowiedzenie swojej historii.