Mieszkańcy wielu białoruskich miast (m.in. Mińska, Grodna czy Brześcia) wyszli na ulicę i zaprotestowali przeciwko wynikom exit poll po wyborach prezydenckich. Z informacji podawanych przez władze wynikało, że Alaksandr Łukaszenka zdobył w nich aż 79,7 procent głosów, a główna kandydatka opozycyjna Swietłana Cichanowska - tylko 6,8 procent. Efektem tego były zamieszki i brutalne starcia z policją.
Jeszcze przed opublikowaniem wyników wyborów na Białorusi prezydent Warszawy napisał na Twitterze, że "Warszawa apeluje o demokratyczny i zgodny z prawem proces wyborczy". Wspomniał również o podświetleniu Pałacu Kultury i Nauki w barwach kraju ze stolicą w Mińsku.
W poniedziałek nad ranem Trzaskowski opublikował kolejny post, w którym napisał, że "dość już brutalności władzy i nachalnej propagandy", a także wyraził "pełną solidarność z walczącymi o wolność, godność i normalność".
Do wydarzeń na Białorusi odniósł się na Twitterze również były szef PO Grzegorz Schetyna. "Determinacja Białorusinów spotkała się z brutalną i bezwzględną reakcją reżimu. Konieczna jest interwencja Komisji Europejskiej, Rady Europy i Parlamentu Europejskiego. Tak, jak w przypadku Ukrainy i Gruzji, to polski prezydent i rząd powinni inicjować aktywność Europy" - napisał.
Opublikowane w poniedziałek przez Centralną Komisję Wyborczą wstępne wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi wykazały, że urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka otrzymał 80,2 proc. głosów, a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska - 9,9 proc.