Wycieczkowiec MSC Meraviglia z ponad sześcioma tysiącami osób na pokładzie nie został wpuszczony najpierw do portu Ocho Rios na Jamajce, a następnie omówiono mu wejścia do portu w Georgetown na Kajmanach. Jak podaje Fox News, tamtejsze władze obawiały się, że mogą na nim być osoby zakażone koronawirusem wywołującym chorobę COVID-19.
Władze Jamajki poinformowały, że u jednego z 1600 członków załogi stwierdzono kaszel, gorączkę i bóle mięśni, a także wiadomo było, że przebywał w jednym z krajów "powiązanym z epidemią COVID-19". Firma MSC Cruises zaprzeczyła, że był w miejscu z ogniskiem wirusa. Jednak władze Jamajki i Kajmanów obawiały się, że może być zakażony koronawirusem SARS-CoV-2.
Włoska linia rejsowa MSC Cruises poinformowała, że wszyscy chorujący członkowie załogi i pasażerowie zostali przebadani przed wejściem na pokład. Członek załogi z symptomami dotarł do Miami z Filipin z przesiadką w Turcji. Badanie potwierdziło, że miał nie nowego koronawirusa, a zwykłą grypę sezonową. Statek ma zostać wpuszczony do portu w Meksyku. Firma wyraziła "rozczarowanie' tym, że statek zawrócono z powodu jednej osoby z sezonową grypą.
Zobacz wideo: Czy polscy turyści z miejsc objętych koronawirusem zostaną ściągnięci do kraju?
W ubiegłym tygodniu skoczyła się dwutygodniowa kwarantanna, którą inny wycieczkowiec - Diamond Princess - spędził zakotwiczony w japońskim porcie w Jokohamie. Wycieczkowcem podróżowało 3700 osób. Stwierdzono na nim obecność koronawirusa najpierw u pojedynczych pasażerów, a z czasem - u w ponad 700 osób. Wielu pasażerom pozwolono zejść na ląd, część została ewakuowana do krajów pochodzenia, a zakażeni są leczeni w szpitalach w Japonii. U kilkudziesięciu z nich objawy związane z zarażeniem koronawirusem, wystąpiły już po powrocie do domów.
Japońskie media poinformowały, że w szpitalu zmarła czwarta osoba, która przebywała na statku Diamond Princess. Ofiarą jest mężczyzna po osiemdziesiątce.