[go: up one dir, main page]

"Zmniejszyliśmy budżet o ponad połowę. Za PiS było dużo błędów"

Za poprzedniej ekipy było dużo błędów, które teraz naprawiamy. Przygotowania do polskiej prezydencji w UE w 2025 roku były w powijakach - podkreśla w wywiadzie dla gazeta.pl ministerka Magdalena Sobkowiak-Czarnecka. Mówi też jasno o współpracy z prezydentem Andrzejem Dudą.

Gazeta.pl: Na jakim etapie przygotowań do polskiej prezydencji jesteśmy? Ile będzie ona kosztowała? Ile spotkań międzynarodowych odbędzie się w Polsce?

Ministerka Magdalena Sobkowiak-Czarnecka: Kiedy zaczęłam pracę na początku tego roku, to przygotowania do prezydencji były w powijakach, poprzednia ekipa niestety niewiele zrobiła. Prace szły wolno, nie podjęto wielu niezbędnych decyzji, zastałam natomiast bardzo rozbudowany program kulturalny i budżet prezydencji, który poprzednia ekipa zaplanowała na ponad 1 mld zł. Było dużo błędów, które dziś naprawiamy, a budżet zmniejszyliśmy do 415 mln zł.

Na terenie Polski planowanych jest blisko 300 spotkań, w tym ponad 20 rad nieformalnych. Każdy resort organizuje swoje konferencje tematyczne i tych będzie ponad 200. Poza tym w Polsce i za granicą realizowany będzie program kulturalny, za który odpowiada MKiDN.

Wzmacniamy też Stałe Przedstawicielstwo UE w Brukseli, do którego wyjeżdża ponad 100 osób z różnych ministerstw. Urzędnicy zaczynają pracę od września, października i stycznia. Największa grupa wyjeżdża teraz, we wrześniu. To Stałe Przedstawicielstwo ma w ręku największą kartę podczas prezydencji i to ono kieruje negocjacjami.

Zobacz wideo Piotr Kuczyński: Jesteśmy wschodnią flanką UE, powinni się dołożyć do obrony granic

Gazeta.pl: Nasza prezydencja będzie się odbywała w trakcie zapewne ostrej kampanii prezydenckiej. Jak to może wpłynąć na jej przebieg?

Mamy doświadczenie 2011 roku, bo wtedy prezydencja też przypadała na kampanię, ale przed wyborami parlamentarnymi. Moim zdaniem to było trudniejsze, bo warto pamiętać, że za prezydencję odpowiada rząd, czyli de facto wtedy w kampanię zaangażowany był gabinet, który prezydencję organizował.

Gazeta.pl: Co zamierza zrobić rząd, aby prezydencja przebiegała bez sporów z Pałacem Prezydenckim?

Jestem dobrej myśli, po tym jak pan premier i pan prezydent porozumieli się w sprawie kandydatury Piotra Serafina na komisarza.

Gazeta.pl: A jak współpraca z opozycją? Czy będzie włączana i informowana o najważniejszych kwestiach dotyczących prezydencji?

Na bieżąco biorę udział w debatach z opozycją w Sejmie i w Senacie. Odpowiadam na każde pytanie. Byłam zawiedziona tym, że PiS głosował przeciwko specustawie dotyczącej przygotowania prezydencji.

Wydawało mi się, że prezydencja to jest projekt ogólnopaństwowy i ponad podziałami, a różnice polityczne powinny być gdzieś na boku. Cieszę się natomiast, że pan prezydent podpisał tę specustawę. Zawiera ona ważne kwestie związane z bezpieczeństwem. Żyjemy w czasach bardzo niestabilnych i musimy do tych rzeczy przykładać najwyższą wagę.

Gazeta.pl: Właśnie kwestie związane z bezpieczeństwem. Co z pomocą dla Ukrainy i jej dążeniami do członkostwa?

Ukraina to jest temat bardzo wielowątkowy, jeśli chodzi o naszą prezydencję. Po pierwsze, kwestia rozszerzenia jest na naszej agendzie. Dzisiaj wewnątrz UE trwa dyskusja, jak rozszerzenie ma wyglądać, czy przyjmujemy całą dziewiątkę (m.in. państwa Bałkanów Zachodnich i Ukrainę) i robimy powtórkę z 2004 roku?

Gazeta.pl: Kiedy - zdaniem Polski - nowe kraje mogą dołączyć do Wspólnoty?

Stanowisko Polski jest takie, że nie robimy żadnej skróconej ścieżki, bo każdy kraj musi przejść przez wszystkie rozdziały akcesyjne. Przede wszystkim spełniać podstawowe wartości, a kluczową jest praworządność. To dotyczy przede wszystkim niektórych krajów Bałkanów Zachodnich. Nie będziemy nikogo na siłę do UE przyłączać. Ważne dla UE jest to, aby kraje aspirujące miały spójne z nią podejście do polityki zagranicznej.

Gazeta.pl: A co ze wsparciem Ukrainy, także w wymiarze obronnym?

Oczywiście dalej będziemy kontynuowali projekty związane ze wsparciem obronnym Ukrainy. Głównym przesłaniem prezydencji będzie bezpieczeństwo - militarne, energetyczne, ekonomiczne, informacyjne, żywnościowe i zdrowotne. I każdy z tych tematów wiąże się też z Ukrainą. Polska była, jest i będzie najsilniejszym adwokatem Ukrainy w UE i będziemy to podkreślać w czasie naszej prezydencji.

Będą też się toczyły rozmowy dotyczące raportu Komisji Europejskiej w sprawie polityk unijnych - Wspólnej Polityki Rolnej i polityki spójności. Do końca czerwca przyszłego roku Komisja Europejska ma przedstawić nowe ramy finansowe. To od polskiej prezydencji będzie zależało, jak te rozmowy będą wyglądały przed położeniem przez KE finalnej propozycji. Mamy szansę odegrać tu bardzo ważną rolę.

Gazeta.pl: Czy i jak zostanie wzmocniony budżet obronny?

Jeżeli chodzi o budżet obronny, to trzeba pamiętać, że kompetencją UE jest przemysł obronny. Premier Donald Tusk podkreślił, że będzie chciał rozmawiać z partnerami o projekcie dotyczącym europejskiej tarczy obrony powietrznej. Wspólnie z premierem Grecji wystosowali list otwarty, w którym podkreślają, że Europa będzie bezpieczna tak długo, jak długo bezpieczne jest niebo nad nią. Tematem jest także Tarcza "Wschód". To są bardzo ważne projekty, które są na stole i które będą w trakcie naszej prezydencji istotne.

Gazeta.pl: A jak współpraca z naszym poprzednikiem, jeśli chodzi o prezydencję? Z Węgrami?

Jesteśmy w bardzo ciekawej sytuacji, zresztą dokładnie ten sam układ był w 2011 roku. Naszym poprzednikiem wtedy też były Węgry, ale relacje z Budapesztem wyglądały inaczej. Przypomnę, że przejście z węgierskiej do polskiej prezydencji było celebrowane wspólnym meczem piłki nożnej między rządem RP a węgierskim. Nie spodziewam się teraz takich wydarzeń.

Węgry objęły półroczną prezydencję w Radzie UE 1 lipca. Dzień później Viktor Orban złożył niezapodziewaną wizytę w Kijowie, a trzy dni później w Moskwie. W ten sposób pokazał, jak można "wykorzystać" prezydencję. Uważam, że powinniśmy zastanowić się wewnątrz wspólnoty, co zrobić, żeby takie zdarzenia się nie powtarzały. Przed wyborami europejskimi Orban deklarował chęć współpracy, a teraz robi to, co robi, ogłaszając się przedstawicielem UE.

Gazeta.pl: Polska jest krajem proeuropejskim, ale rośnie też grupa eurosceptyków. Czy prezydencja może mieć na to jakiś wpływ?

Chciałabym, aby prezydencja była czasem, w którym pokażemy, że jesteśmy krajem prawnie stabilnym, innowacyjnym i w którym warto inwestować. Chciałabym też, poszerzyć wiedzę Polaków na temat UE, włączając w to odporność na fake newsy.

Grupa eurosceptyków zaczęła szybciej rosnąć po agresji Rosji na Ukrainę. To znaczy, że ten wpływ fake newsów na temat Unii Europejskiej jest w Polsce coraz większy, dlatego chcę aby prezydencja była platformą i czasem, w którym pokażemy, gdzie szukać prawdziwych informacji.

Gazeta.pl: Wśród opozycji cały czas pojawiają się głosy, że premier Tusk niedostatecznie reprezentuje polskie interesy. Są zarzuty o zbytnie związanie m.in. z Berlinem.

To nie jest tak, co pokazała historia paktu migracyjnego, że zgadzamy się na wszystko. Ale mamy jasne stanowisko, gdzie jesteśmy za, a gdzie jesteśmy przeciw. I umiemy budować koalicję, by uzyskiwać rozwiązania, które są dla nas korzystne. Jesteśmy częścią UE i chcemy mieć wpływ na to jak ona wygląda. Nie traktujemy jej wrogo, czy obco, w przeciwieństwie do poprzedniej ekipy.

Dzisiaj premier Tusk jest jednym z najsilniejszych polityków w Europie i z tego też powodu widać duże zainteresowanie polską prezydencją.

Gazeta.pl: Teraz na agendzie UE jest m.in. dyrektywa women on board. Na jakim etapie jesteśmy z tą kwestią w Polsce?

W ramach polityki równouprawnienia w UE w ostatnich latach pojawiło się kilka dyrektyw, women on board jest jedną z nich. Zgodnie z jej zapisami co najmniej 33 proc. osób w zarządach musi być płci niedoreprezentowanej, najczęściej są to kobiety.

Moim pomysłem było to, że skoro od spółek giełdowych wymagamy, żeby ten wskaźnik osiągnęły w połowie 2026, to spółki SP powinny stanowić forpocztę. I tak się stanie. W spółkach giełdowych, gdzie pakiet większościowy mają spółki SP, ta regulacja będzie obowiązywała od końca 2025. Bardzo się z tego cieszę, to jest kolejny krok do równouprawnienia. Nie widzę sprzeciwu wobec tej dyrektywy w rządzie. Pytanie, co będzie z panem prezydentem, bo poprzednicy sprzeciwiali się jej tylko z powodu zawartej w niej słowa "gender".

Warto podkreślić jednak, że ustawa jasno określa, że najważniejszą kwestią decydującą o zatrudnieniu będą kompetencje.

Więcej o: