[go: up one dir, main page]

Poseł Lewicy obiecał dziadkowi ślubowanie na Boga. Sejmowa wersja "metody na wnuczka" [OPINIA]

Grzegorz Wysocki
Łukasz Litewka, świeżo upieczony poseł z Sosnowca, postanowił się wyróżnić i jako jedyny z klubu Lewicy zakończył swoje ślubowanie słowami "Tak mi dopomóż Bóg". Każdemu wolno wierzyć i prosić o boską interwencję. W czym więc problem? - pyta i odpowiada w felietonie Grzegorz Wysocki.

"W klubie Lewicy ustaliliśmy, że nikt z nas nie użyje frazy >>tak mi dopomóż Bóg<<, choć są wśród nas osoby wierzące, ale chcielibyśmy, by ślubowanie w ramach klubu było jednolite" - powiedział Dorocie Łosiewicz ("Sieci") jeden z parlamentarzystów Lewicy. I dalej ów parlamentarzysta: "Gdy Łukasz Litewka się wyłamał, zapytaliśmy go, dlaczego to zrobił i usłyszeliśmy, że obiecał dziadkowi, że ślubując powoła się na Boga. Z takim argumentem nie mogliśmy dyskutować". 

Prawicowy tygodnik wyróżnił powyższy fragment artykułu, a ja (rozbawiony anegdotką) to wyróżnienie sfotografowałem i - nie spodziewając się jednak większego huraganu - wrzuciłem je na platformę X/Twitter. Oczywiście, cyfrowy huragan się rozpętał: tweet w ciągu doby wyświetlono ponad pół miliona razy, do tego setki komentarzy, cytowań i lajków, tj. cyfrowa awantura jak się patrzy. Tylko o co właściwie? Czy rzeczywiście jest to - jak sugerują niektórzy - wiele hałasu o nic?

Zobacz wideo

Owszem - mógłbym złośliwie/ateistycznie odpowiedzieć - jeśli uznamy, że Bóg jest nicością. Jednak w kraju takim jak Polska, byłaby to odpowiedź nie tylko prowokacyjna i niepoprawna teologicznie, ale też zakłamująca naszą smutną rzeczywistość społeczno-polityczną. Sama sprawa składania przysięgi przez posłów i posłanki (z Bogiem lub bez) okazała się zresztą tym razem aż tak "błaha" i "nieistotna", że napisały o niej prawie wszystkie tygodniki opinii i portale, a Piotr Pacewicz, naczelny OKO.press, dostarczył czytelnikom wręcz całą analizę, z której wynika np., że "KO opuszcza Pana Boga", a "posłowie ponad podziałami pielęgnują za to rytuał zapinania marynarki" (!). 

To kto i jak ślubował? Nie (do końca) wiadomo!

Żeby było jeszcze zabawniej (i bardziej pokrętnie): nie wiemy tak naprawdę, ilu polityków ubogaciło swoje poselskie ślubowanie. Zdaje się, że ilu liczących, tyle wyników. Według wspomnianego Pacewicza - Boga na pomoc wezwało w Sejmie "aż 318 osób ślubujących". Liczbę Pacewicza cytuje w najnowszym wstępniaku Paweł Lisicki, więc rzec można, że w tym wypadku OKO.press i tygodnik "DoRzeczy" są wyjątkowo zgodne. Jednak już według tygodnika "Sieci" czy portalu Interia na pierwszym posiedzeniu Sejmu X kadencji "na Boga" przysięgało aż 330 posłów. A to jeszcze nie koniec tych arytmetycznych zawodów - otóż Magdalena Środa w najnowszym felietonie dla "Gazety Wyborczej" ogłasza wynik już w tytule: "Trzysta trzydzieści troje wzywa Boga do Sejmu". 

Pogubiony już zupełnie, niczym biblijna owieczka, jedno wiem na pewno: poseł Litewka należał do tych parlamentarzystów, którzy poprosili Boga o pomoc. Wiem, bo widziałem odpowiedni filmik ("Poseł Łukasz Litewka troluje lewicę podczas ślubowania") i wiem, bo rzecznik Nowej Lewicy fakt zaistnienia tego nielewicowego ekscesu oficjalnie potwierdził. Rzecznik zaprzeczył jednak, jakoby w klubie Lewicy miały miejsce ustalenia, że nikt w klubie nie użyje frazy "tak mi dopomóż Bóg". Natomiast poseł Litewka nie zaprzecza, że obiecał dziadkowi odwołanie się do Boga. Milczy również sam dziadek, o Bogu nie wspominając.

I choć przebywamy obecnie w niebezpiecznie ironicznej przestrzeni felietonowej, wcale nie o żarty mi tu chodzi. Wręcz przeciwnie: za kompletnie niepoważne, niedojrzałe i mało rozsądne uważam "wyjaśnienie" lewicowego posła. Metoda "na wnuczka" może i jest skuteczna w czasie włamań do mieszkań starszych osób, ale jawi mi się jako cokolwiek kompromitująca, gdy dotyczy dorosłego polityka, wybranego na swojego przedstawiciela do Sejmu przez tysiące Polaków (a dokładnie: przez 40579 Polaków). Polaków - dodajmy - usposobionych raczej lewicowo i niekoniecznie oczekujących od "swoich" parlamentarzystów powoływania się na Boga. 

Trzy problemy z posłem Litewką, Panem Bogiem i ślubowaniem

Jasne, Litewka może wierzyć w Boga, wyznawać dowolną religię i czcić dowolne bóstwa, a wyborcy Lewicy - jeśli chcą i lubią - mogą tak uduchowioną postać zapraszać do Sejmu. Niejaki problem z "boską" przysięgą jednak w moim przekonaniu wciąż pozostaje. A nawet trzy problemy. 

O pierwszym problemie już wspomniałem, ale teraz dobitniej: niepoważne jest tłumaczenie posła o obietnicy złożonej dziadkowi. Liczni komentujący na Twitterze oczywiście zachwycali się Litewką (Litewka gigachad, Litewka z rigczem, słodziak Litewka etc.), że postawił dziadka ponad jakąś tam głupią partię, ale są to pochwały równie niepoważne jak tłumaczenie. Ciekaw jestem, czy komentariat byłby (a może będzie?) równie zadowolony, gdyby poseł Lewicy (Litewka bądź dowolny inny) obiecał dziadkowi jeszcze głosowanie przeciwko związkom i/lub małżeństwom jednopłciowym, a np. babci całkowity zakaz aborcji. Dlaczegóżby nie? Przecież to przejaw klasycznego polskiego myślenia pt. "Ślub kościelny wzięliśmy dla spokoju rodziców, a wnuczka ochrzciliśmy dla naszej ukochanej babci". Żadnych powodów do zachwytów tego rodzaju świadectwami hipokryzji dopatrzeć się nie mogę. A już zwłaszcza nie widzę ich w przypadku publicznego i uroczystego ślubowania/głosowania parlamentarzysty. 

Problem drugi - moim zdaniem pomniejszy, ale zdaniem wielu komentujących najistotniejszy - wiąże się natomiast ze swoistą "dyscypliną partyjną". Rzecznik Nowej Lewicy Marek Kacprzak zaprzecza jednak, by rzecz taka miała w ogóle miejsce: "Nie było ustaleń, że nikt w klubie nie użyje frazy "tak mi dopomóż Bóg". To, że poseł Łukasz Litewka będzie składał takie przyrzeczenia, wiedział od samego początku szef klubu i właściwie była to wiedza powszechna". Internauci, w tym publicyści i politycy buszujący na Twitterze, komentowali np., że przerażająca jest partia, której poseł musi się tłumaczyć z "boskiej" przysięgi. Albo: "Szkoda, że praktyki partii wodzowskiej nie odeszły wraz z Millerem". Albo: "Lewica nie powinna być różnorodna i pozwalać na życie w zgodzie z własnym sumieniem?". Może i powinna, choć osobiście skłaniałbym się tu jednak do pewnego rygoryzmu i posłów pragnących nie tylko wierzyć w Boga, ale jeszcze swoją wiarę publicznie manifestować w Sejmie i wzywających Boga ku pomocy, zachęcałbym raczej do działania w którejś z licznych polskich partii konserwatywnych, katolickich i/lub chadeckich. Wybór jest naprawdę spory. 

Problem trzeci dotyczy wreszcie samego powoływania się "na Pana Boga", zwłaszcza w przypadku lewicowego posła. Magdalena Środa w swoim felietonie nie pisze o Litewce, ale idzie dużo szerzej: gani wszystkich przysięgających. "Trzysta trzydzieści troje wybrańców i wybrańczyń narodu nie jest w stanie złożyć i dotrzymać poselskiego ślubowania bez pomocy pana Boga. To dość kuriozalne zjawisko, zwłaszcza że rzecz się dzieje w państwie, które ma być nowoczesne, demokratyczne i świeckie" - czytamy. I jeszcze: "Rozumiem, że dla niektórych przywoływanie pana Boga jest rytuałem, nad którego głęboką treścią się nie zastanawiają. Dla innych "tak mi dopomóż Bóg" może stanowić nawiązanie do tradycji II RP, choć to nie najlepsza tradycja jak dla zadań, których podjął się obecny Sejm. Faktem jest jednak, że żaden z przywódców II RP nie dał sobie tak chodzić po głowie hierarchom jak polityczni liderzy III RP. Jest też zapewne grupa posłów i posłanek, którzy mają tak mało wiary w siebie, w swoje standardy moralne i siłę woli, że potrzebują boskiego wsparcia, by "rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki na rzecz Narodu". Niektórzy potrzebują tego wsparcia, by w ogóle wykonywać jakiekolwiek obowiązki". 

Środa versus Lisicki

Zdaniem Środy "ujawnianie dość intymnych i według mnie trochę wstydliwych w XXI wieku przekonań o istnieniu nie dających się zweryfikować empirycznie bytów i ich irracjonalnych (wszech)mocy, nie daje nadziei, że polska polityka umocni naszą pozycję w świeckiej i nowoczesnej Europie". Nie mogąc znać felietonu filozofki i etyczki swój wstępniak otwierający najnowszy numer "Do Rzeczy" napisał wspomniany Paweł Lisicki. I jest to rodzaj nieświadomej polemiki ze Środą. Lisicki pisze o triumfujących lewicowych mediach i uznaniu "medialnej jaczejki postępu" (tu ma na myśli głównie OKO.press). A z samego faktu, że ślubujących z Bogiem jest w tej kadencji Sejmu o 10 proc. mniej (choć wciąż jest to zdecydowana większość posłów), Lisicki wyciąga własne wnioski, "wszystkie smutne". 

Lisicki twierdzi, że odwołanie się do Boga "nie ma nic wspólnego z państwem wyznaniowym", a sądzić tak mogą tylko potomkowie dawnych komunistów, "w pełni poddani polityczno-prawnej urawniłowce". O co więc chodzi w stawianiu Boga na pierwszym miejscu? Otóż każdy Polak (a więc i poseł), który ten priorytet poważa, rozumie doskonale, że "pomyślność i niepodległość ojczyzny i narodu zależą od Boga, źródła praw i zasad". Co więcej, "kto myśli o niepodległości Polski, odwołania się do Boga wyrzec się nie może. Ulega wtedy narodowemu nihilizmowi i gubi sens polskości". W tekście Lisickiego dostaje się również kobietom (odwoływały się do Boga rzadziej niż mężczyźni), które od wieków były oparciem dla chrześcijaństwa (dbały o religijne wykształcenie dzieci, przekazywały tradycję katolicką, uczyły modlitw i "pilnowały, by polski idiom kulturowy był przekazywany z pokolenia na pokolenie"), a dzisiaj? Cóż, nie jest dobrze: "Polki, najwyraźniej, ulegają feministycznemu praniu mózgu. Dały sobie wmówić, że istnieje sprzeczność między kobiecością a wiarą. To efekt stałej i skutecznej proaborcyjnej propagandy". 

*

Naprawdę nie chcę się pastwić nad posłem Litewką, a czytelnikom pozostawiam powyższe wypisy pod rozwagę i osobiste rozstrzygnięcie. Poseł Litewka ma prawo wierzyć w Boga, ma prawo wyznawać swą wiarę publicznie razem z posłami PiS-u czy Konfederacji, ma prawo wyróżniać się w tak oryginalny sposób w klubie Lewicy, wreszcie - ma prawo ogromnie kochać swojego dziadka, a z dwojga złego (Środa-Lisicki) może wybierać na przewodnika publicystyczno-duchowego właśnie naczelnego "Do Rzeczy". Kto wie, może poseł Litewka również wierzy, że nie ma Polski i patriotyzmu bez Boga, a kobiety powinny głównie zajmować się podtrzymywaniem chrześcijańskiego kultu? Mam szczerą nadzieję, że poseł Litewka nie obiecał mamie, tacie czy babci całkowitego zakazu aborcji, sprzeciwu wobec związków partnerskich i likwidacji wszelkich transferów socjalnych. 

PS. Z jednym zdaniem z tekstu Lisickiego zgadzam się na pewno: "Polityczna wojna o religię dopiero się zaczyna". Wreszcie. 

Grzegorz Wysocki. Od grudnia 2022 w Gazeta.pl. Wcześniej m.in. dziennikarz i publicysta "Gazety Wyborczej", szef WP Opinie, wydawca strony głównej WP, redaktor WP Książki, felietonista "Dwutygodnika" i krytyk literacki. Autor wielu wywiadów (m.in. Makłowicz, Chwin, Wałęsa, Urban, Spurek, Gretkowska, Twardoch), cyklu rozmów z wyborcami PiS-u czy pisanego od początku pandemii "Dziennika czasów zarazy". Dwukrotnie nominowany, laureat Grand Pressa za Wywiad w 2022 (rozmowa z Renatą Lis). Od 2023 w kapitule Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Prezes klubu szpetnej książki Blade Kruki (IG: bladekruki). Nałogowo czyta papierowe książki i gazety oraz ogląda seriale. Urodzony i wychowany na Kaszubach, wykształcony w Krakowie, ostatnio porzucił Warszawę na rzecz Łodzi. Profil na FB: https://www.facebook.com/grzes.wysocki/

Więcej o: