W lipcu Sejm przyjął ustawę podwyższającą świadczenie wypłacane w ramach programu Rodzina 500 plus z 500 do 800 zł. Ustawa wchodzi w życie na początku przyszłego roku. Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej we współpracy z urzędami wojewódzkimi zaczęło organizować pikniki, które miały promować zwiększenie tej kwoty. I to mimo faktu, że rodzice nie muszą składać żadnych dodatkowych wniosków o to, by otrzymać większe świadczenie. Opozycja wskazywała, że pikniki są tak naprawdę kampanią wyborczą Prawa i Sprawiedliwości realizowaną za publiczne pieniądze.
22 lipca portal Gazeta.pl zwrócił się do biura prasowego Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej z prośbą o informację na temat kosztów organizacji tych pikników. Odpowiedź po kilku próbach otrzymaliśmy dopiero 4 września. Resort przekazał nam, że "organizacja każdego pikniku rodzinnego jest kwestią indywidualną, a jego koszt zależny jest od wielu czynników, m.in. od liczby osób, miejsca wydarzenia czy rodzaju atrakcji dla dzieci, a także warunków atmosferycznych". "Ostateczne kwoty będą znane po zakończeniu akcji informacyjnej" - podano. Urzędy Wojewódzkie solidarnie nabrały wody w usta. Każdy z nich zapytany przez nas o koszty tych wydarzeń kierował nas do resortu Marleny Maląg, choć urzędy chwaliły się na swoich stronach internetowych współorganizacją pikników.
Okazuje się jednak, że ministerstwo ma informacje na temat kosztów, bo uzyskali je w ramach kontroli poselskiej posłowie Koalicji Obywatelskiej Aleksandra Gajewska i Arkadiusz Marchewka. Jak podawaliśmy już w Gazeta.pl, z ustaleń posłów wynika, że do końca sierpnia pikniki kosztowały łącznie blisko sześć mln zł (w tym ponad 2,1 mln zł od rozpoczęcia kampanii wyborczej). Średnio to ok. 95 tys. zł. - Te pikniki służą promocji polityków PiS i to w czasie kampanii wyborczej - wskazywał na początku września poseł Marchewka.
Pikników do tej pory odbyło się ponad 50. Onet.pl podaje, że najdroższy był lipcowy piknik w Krotoszynie (159,2 tys. zł), na którym pojawili się m.in. premier Mateusz Morawiecki i ministerka rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg. Oboje zabrali głos podczas tego wydarzenia, zachwalając jednocześnie decyzje rządu PiS. "Na uczestników sobotniego pikniku rodzinnego w Krotoszynie czekała wyjątkowa strefa atrakcji i zabaw. (...) Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Goście mogli również obejrzeć występy artystyczne i muzyczne, a dzieci wziąć udział w quizie i grach integracyjnych" - informował potem resort.
Mateusz Morawiecki w ubiegłym roku zarobił jako premier i poseł w ubiegłym roku ok. 330 tys. zł. Łatwo więc wyliczyć, że krotoszyński piknik to połowa rocznej pensji szefa rządu.
Niewiele mniej resort Marleny Maląg zapłacił za sierpniowe pikniki w Działoszynie (153,4 tys. zł) i w Łodzi (153,3 tys. zł). Na łódzkim pikniku pojawił się m.in. Waldemar Buda, tamtejszy kandydat PiS w wyborach do Sejmu. W Działoszynie z kolei obecny był szef biura polityki międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta RP Marcin Przydacz, także walczący o mandat.
Piknik w Knurowie kosztował 102 tys. zł. Zapraszał na niego w mediach społecznościowych wiceminister aktywów państwowych Piotr Pyzik, kusząc m.in. "festiwalem baniek mydlanych, darmową watą cukrową i popcornem". Pyzik zapraszał nie na swoją imprezę, bo organizatorami byli przecież resort rodziny i Urząd Wojewódzki, nie Ministerstwo Aktywów Państwowych. Warto dodać, że wiceminister także jest jednym z kandydatów w wyborach parlamentarnych.
Najmniej resort Marleny Maląg zapłacił za lipcowy piknik w Udaninie - 23,3 tys. zł. Przemawiała na nim m.in. marszałkini Sejmu Elżbieta Witek, także ubiegająca się o poselski mandat. Ostateczny łączny bilans wydatków związany z piknikami może wzrosnąć. Nie są znane jeszcze np. koszty ubiegłotygodniowego pikniku, który miał miejsce podczas Targów Rolnych w Barzkowicach.