W lipcu Sejm przyjął ustawę podwyższającą świadczenie wypłacane w ramach programu Rodzina 500 plus z 500 do 800 zł. Ustawa wchodzi w życie na początku przyszłego roku. Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej we współpracy z urzędami wojewódzkimi zaczęło organizować pikniki, które miały promować zwiększenie tej kwoty. I to mimo faktu, że rodzice nie muszą składać żadnych dodatkowych wniosków o to, by otrzymać większe świadczenie. Opozycja wskazywała, że pikniki są tak naprawdę wyborczą Prawa i Sprawiedliwości realizowaną za publiczne pieniądze.
22 lipca portal Gazeta.pl zwrócił się do biura prasowego Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej z prośbą o informację na temat kosztów organizacji tych pikników. Resort do tej pory nie udzielił nam odpowiedzi mimo dwukrotnych wiadomości przypominających. Wody w usta nabrały również urzędy wojewódzkie (współorganizujące i promujące pikniki), które na pytania dotyczące kosztów organizacji tych wydarzeń odsyłały nas do ministerstwa Marleny Maląg.
Kontrolę dotyczącą wydatków przeprowadzili posłowie KO Aleksandra Gajewska i Arkadiusz Marchewka. - Na tych piknikach zapewniano kiełbaski, balony, był popcorn, koło fortuny - wyliczała parlamentarzystka w sobotę. Jak dodała, "całość wydarzeń kosztowała 6 mln zł". Mowa o piknikach, które odbyły się do ubiegłego weekendu. - Od momentu, kiedy zostały ogłoszone wybory, każdy weekend tych wieców wyborczych PiS-u kosztuje Polkę i Polaka ok. 720 tys. zł - mówiła posłanka KO.
- To jest złodziejstwo w biały dzień, Polki i Polacy są grabieni ze środków, które mogłyby być wydane na żłobki, przedszkola, dopłaty do posiłków, świadczenia dla osób z niepełnosprawnością. Te pieniądze zostały wyciągnięte po to, by postawić PiS-owskim politykom scenę, z której mogą przemawiać, organizują sobie wiece i próbują zapewnić sobie kolejną kadencję - przekonywała Aleksandra Gajewska.
- Te pikniki służą promocji polityków PiS i to w czasie kampanii wyborczej. Te pikniki cały czas trwają, są wykorzystywane do promocji, to ukryte finansowanie, to jest złamanie jakichkolwiek reguł demokratycznego państwa - ocenił poseł KO Arkadiusz Marchewka. Jak wyliczał parlamentarzysta, piknik w Stalowej Woli, który odbył się 12 sierpnia, kosztował blisko 128 tys. zł, a dzień później w Lublinie - blisko 130 tys. zł. Na ostatnim był obecny m.in. minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Piknik w Knurowie kosztował z kolei 102 tys. zł.
- W każdym praktycznie miejscu, gdzie są pikniki, jest punkt, który mówi o tym, że będą wygłaszane przemówienia okolicznościowe. Te pieniądze są wykorzystywane po to, by politycy PiS mieli wielką scenę - zaznaczył parlamentarzysta opozycji. Wyliczał, że na potrzeby pikników ministerstwo kupiło m.in. 30 tys. balonów, 25 tys. ołówków ze zwierzątkami, 15 tys. wiatraczków, 15 tys. odblasków i 10 tys. pluszowych maskotek.