- Od strony emocjonalnej na pewno załatwiliśmy sprawę. Sześć godzin wymiany opinii i oczekiwań z jednej i z drugiej strony - opisuje wtorkowe posiedzenie klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej poseł PO, zaliczający się do krytyków obecnego kierownictwa. - Wydźwięk tego spotkania jest dobry i pozytywny. Budka wygłosił pojednawcze wystąpienie. Mówił, że musimy być razem, wykorzystać nasz potencjał, bo inaczej wszyscy przepadniemy - dodaje.
Mówi posłanka, stronniczka obecnego szefa PO:
Spodziewałam się większej burzy i silniejszych ataków, patrząc na festiwal medialny, który trwał w najlepsze w ostatnich dniach. Chyba jednak wszyscy mieli poczucie, że panowie Raś i Zalewski po prostu przegięli, chodząc od wielu tygodni po mediach i plując na Platformę. Bo tak to trzeba nazwać
Czy zatem najgorsze Platforma ma już za sobą? - To pytanie do tych, co listy piszą - mówi nam z kolei członkini partyjnych władz. I dodaje:
Niestety, jak słuchałam kolegów i koleżanek, to miałam wrażenie, że może połowie chodzi rzeczywiście o Platformę, nasze wartości, ideały, wygrywanie wyborów, odbicie Polski z rąk PiS-u, zaś co najmniej połowie o władzę w Platformie, a nie władzę w Polsce
Wszyscy nasi rozmówcy z Platformy są zgodni: sześciogodzinne posiedzenie klubu parlamentarnego oczyściło gęstą atmosferę, ale nie ma żadnej gwarancji, że problemy zostaną rozwiązane na dobre. We wtorkowy wieczór głos zabrało około 100 osób. Poruszono wszystkie kluczowe kwestie z ostatniego czasu: spadające poparcie sondażowe, konkurencję ze strony Polski 2050, jesienną ofensywę programową, los partyjnych konserwatystów, przyszłość ruchu Rafała Trzaskowskiego, przywództwo Borysa Budki i obecnego kierownictwa.
Kluczowe były trzy ostatnie tematy. O konserwatystach - zwłaszcza o wykluczeniu z partii posłów Ireneusza Rasia i Pawła Zalewskiego - rozmawiano długo. Powody wyrzucenia dwóch polityków z Platformy nikogo nie dziwiły ani nie zaskoczyły. Pretensje wobec kierownictwa dotyczyły głównie momentu, w którym rozwiązano problem - sondażowo-polityczny kryzys i ogłoszenie Polskiego Ładu przez Zjednoczoną Prawicę. Część uczestników spotkania miała za złe, że zamiast przedstawić jakąś kontrę do propozycji rządzących, Platforma zajmowała się sobą, a media pisały o konflikcie wewnątrz partii.
Wykluczenie z PO posłów Rasia i Zalewskiego przynajmniej na jakiś czas kończy problem z konserwatystami. Zwłaszcza że nie jest to jednorodne i skonsolidowane środowisko, a raczej zbiór osób, które w kilku światopoglądowych kwestiach mają podobne stanowisko i obawiają się zbytniego skrętu Platformy w lewo. Nasi rozmówcy zapewniają jednak, że ze spotkania można wysnuć jasny wniosek: nikt w Platformie nie zamierza polować na konserwatystów ani ich marginalizować, miejsce w partii dla nich jest i będzie.
To środowisko nie czuje się dziś w Platformie zagrożone, nie kontestuje też lidera. Teraz ma poczucie, że w Platformie jest też miejsce dla nich. Jeśli był o coś spór, to o tych konserwatystów, którzy podpisali "list 54"
- mówi nam jeden z członków frakcji konserwatywnej.
Drugą arcyważną sprawą, omawianą w warszawskim Centrum Prasowym Foksal, był ruch Rafała Trzaskowskiego Wspólna Polska. Dyskutowano nad jego przyszłością, formułą działania, związkami z Platformą, startem w wyborach. W Platformie powszechna jest obawa, że projekt Trzaskowskiego ma w przyszłości zastąpić Platformę, a miejsce na pokładzie nowego okrętu znajdą tylko nieliczni członkowie obecnej załogi PO.
Podczas posiedzenia klubu parlamentarnego członkowie Platformy starali się wymóc na prezydencie Warszawy pewne koncesje. Z jednej strony deklaracje co do przyszłości Wspólnej Polski; z drugiej - zapewnienie, że ruch i sam Trzaskowski będą ściślej współpracować z Platformą. Partyjnemu aktywowi nie podoba się bowiem to, jak bardzo Trzaskowski i jego projekt odcinają się od szyldu i historii PO.
W swoim wystąpieniu prezydent Warszawy zapewnił kolegów i koleżanki z partii, że zostaje w PO, zamierza dalej grać na Platformę, ale jednocześnie chce tworzyć swój ruch wspólnie z samorządowcami i przyciągać do opozycji środowiska oraz grupy społeczne, które Platforma w przeszłości straciła.
Trzaskowski zaprosił do współpracy ze Wspólną Polską wszystkich parlamentarzystów PO już przy okazji Campusu Polska Przyszłości. Zapowiedział również, że następne inicjatywy ruchu będą skierowane do przedsiębiorców i środowiska naukowego.
Rafał walczy o odzyskanie środowisk, które Platforma straciła i których dzisiaj nie ma szans odzyskać
- mówi nam dobrze poinformowany polityk PO. Inny z naszych rozmówców, uczestnik posiedzenia klubu, dodaje, że Trzaskowski zrobił też ukłon wobec kolegów i koleżanek z partii, którzy domagali się, żeby bardziej podkreślał swoje związki z Platformą. Najbliższa akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o likwidację TVP Info ma odbyć się pod szyldem PO.
Wiceszef Platformy odpowiedział też na pytania, jak widzi współpracę Wspólnej Polski z Platformą w kontekście wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Pomysł jest taki, żeby zarówno ruch Trzaskowskiego, jak i PO startowały wspólnie, ale decyzja o tym, jaka będzie formuła tego startu zostanie podjęta dopiero przed samymi wyborami. Dzisiaj snucie takich planów byłoby bez sensu, ponieważ przez dwa lata do wyborów wszystko może się jeszcze kilka razy zmienić.
Wszyscy wiedzą, że Rafał ma potencjał, że przyciąga nowych ludzi, zwłaszcza młodych, do środowiska Platformy. To wartość dodana, myśląc o głównym celu, jakim jest uzyskanie dobrego wyniku w wyborach i odzyskanie władzy
- mówi nam osoba z bliskiego otoczenia Trzaskowskiego. Pytana o to, czy Trzaskowski rozwiał obawy swoich kolegów i koleżanek z partii, odpowiada:
Pewnie nie u wszystkich zniknęły te obawy, ale myślę, że nie zniknęły u tych osób, które bardziej myślą o sobie niż o Platformie
Inny z naszych rozmówców z Platformy:
Każda strona gra dzisiaj na Rafała, tylko każda w inny sposób. Schetyna chciałby zrobić go szefem Platformy, żeby go utopić i się go pozbyć. Z kolei Budka osłania się Rafałem i apeluje o to, żeby go chronić przed brudem polityki, bo polityk twarz ma jedną i nie można dać go uwalić PiS-owi, a tak się stanie, jeśli za mocno zaczniemy nim grać
Podczas sześciogodzinnego spotkania parlamentarzystów Platformy kluczowym momentem było wystąpienie przewodniczącego Budki. Przed posiedzeniem w Sejmie i mediach aż wrzało od spekulacji. Między innymi o zbieraniu podpisów pod wnioskiem o dymisję przewodniczącego czy o tym, że partyjni przeciwnicy Budki zażądają, żeby zarówno szef partii, jak i cały zarząd zweryfikowali swój mandat w jesiennych wyborach władz na wszystkich szczeblach Platformy. Za obiema inicjatywami miał stać Grzegorz Schetyna i jego stronnictwo, które szuka sposobu na odzyskanie dawnych wpływów w PO.
Żaden z pomysłów nie doczekał się jednak realizacji, chociaż pod adresem Budki i kierownictwa formułowano rozmaite zastrzeżenia.
Słuchając niektórych wystąpień, można było odnieść wrażenie, że do czasu Borysa Budki Platforma była najlepiej skomunikowaną, zarządzaną i mającą najlepszy PR partią w Polsce, a organizacja naszej pracy była wzorcowa jak w wojsku. Przecież to bzdura, nigdy tak nie było. Zawsze byliśmy trochę indywidualistami, nigdy nie było jedynego słusznego przekazu, bo nie jesteśmy PiS-em
- relacjonuje nam osoba z kierownictwa Platformy.
W swoim wystąpieniu Budka m.in. obiecał więcej konkretnych działań, wykorzystanie potencjału ludzi Platformy czy jasny przekaz programowy, który nie będzie opierać się jedynie na organizowaniu konferencji prasowych w poszczególnych sprawach. Zapowiedział, że skoro pandemia przynajmniej czasowo zelżała, to Platforma rusza w teren ze swoim programem przekonywać do niego Polaków. Celem jest dotarcie z ofertą do każdego powiatu.
Borys podkreślił, że to nie może być wyłącznie mówienie o tym, że chcemy Polski demokratycznej i zielonej, bo to już nie wystarczy
- mówi nam jeden z naszych rozmówców z PO.
Budka odniósł się też do listu 54 parlamentarzystów, którzy podnosili liczne problemy w funkcjonowaniu Platformy i wyrażali obawy o styl kierowania partią. Z powodu dużej liczby tematów i wielu chętnych do zabrania głosu nie omówiono szczegółowo wszystkich argumentów przedstawionych przez sygnatariuszy listu. Ma być temu poświęcone kolejne posiedzenie klubu, które zostanie zwołane w niedługim czasie.
Mówi jeden z partyjnych krytyków szefa PO:
Atmosfera i emocje na spotkaniu pokazywały, że Budka zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i uznaje, że "list 54" był wyrazem troski, a nie frakcyjnej rebelii i że to w jego gestii leży takie odniesienie się do tego listu, żeby upodmiotowić wszystkich w klubie tak, jakby tego oczekiwali
Nie doszło więc do otwartej konfrontacji przeciwników Budki z przewodniczącym Platformy, na którą w pewnym momencie się zanosiło.
Wczoraj Grzegorz (Schetyna - przyp. red.) wyglądał na mocno przygaszonego i zaskoczonego negatywnymi opiniami i reakcjami wobec tych, którzy bujają łódką. Nie wyglądał na kogoś, kto jest w bojowym nastroju
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl osoba ze ścisłego kierownictwa partii.
Konflikt "budkowców" ze "schetynowcami" jest tajemnicą poliszynela już nie tylko w samej Platformie, ale i ogólnie na polskiej scenie politycznej. Były szef Platformy na razie przegrywa to starcie.
"Schet" gra bandycko. W ogóle nie chodzi mu o interes Platformy, tylko o wyrównanie własnych rachunków i zaspokojenie własnych ambicji
- mówi nam wieloletni polityk PO, który nie jest ani stronnikiem Schetyny, ani Budki.
Idzie zmiana polityczna i pokoleniowa, a Schetyna się na nią nie zgadza. Będzie się czaić na kolejne okazje do ataku
- dodaje nasz rozmówca. Jego zdaniem, "Budka wychodzi może nie wzmocniony, ale się obronił. Na razie". Polityk zaznacza jednak, że nadzieje Schetyny na pozbawienie Budki władzy już jesienią tego roku można schować między bajki.
Na dziś sprawa jest zamknięta. Próba takiej weryfikacji byłaby dużym problemem, to dopiero byłoby otwarcie puszki Pandory
- słyszymy.
W podobnym tonie wypowiada się jeden z posłów PO z frakcji konserwatywnej:
Ten klub przekonał mnie, że nie ma dzisiaj siły sprawczej, która byłaby w stanie doprowadzić do zmiany przywództwa w partii
Najbliższa przyszłość Budki wydaje się więc znana. Może i tymczasowo, ale jednak otrzymał kredyt zaufania i wolną rękę w kwestii wyciągnięcia Platformy z kłopotów. Najbliższa przyszłość jego głównego partyjnego adwersarza tak łatwa do przewidzenia już nie jest. Z naszych rozmów z politykami z kierownictwa Platformy wynika, że cierpliwość do wewnątrzpartyjnych gierek "schetynowców" się kończy. Wyrzucenie posłów Rasia i Zalewskiego - w opinii naszych rozmówców obaj w swojej krytyce Budki byli inspirowani przez Schetynę - miało być wyznaczeniem Schetynie nieprzekraczalnej, czerwonej linii.
Co, jeśli były szef PO dalej będzie chciał testować cierpliwość i odporność swojego następcy?
Jeśli miarka się przebierze, jeśli będzie poczucie, że zamiast pracować na dobry wspólny wynik, Grzegorz woli dalej bujać łódką, to nie wykluczam, że się z nim pożegnamy
- mówi nam polityk z władz Platformy.
Inne z naszych źródeł w Platformie wskazuje, że w partii narasta zmęczenie zachowaniem Schetyny i tego, że stawia na niekonstruktywną wojnę wewnątrz PO.
Schetyna to znana, szara eminencja. Wie jak zarządzać partią, jak robić twardą politykę, jak wskazywać ludziom ścieżki kariery. Ale to nie jest typ lidera, reprezentującego jakiekolwiek idee na państwo, społeczeństwo, gospodarkę, cokolwiek. Za "Schetem" idzie jedna idea - żeby policzyć szable, wyrżnąć kogoś, komuś innemu coś załatwić
- podsumowuje nasz rozmówca.