Wisła pełna jest teraz turystów. Nie odbywają się tu jednak żadne imprezy plenerowe, a dyskoteki są puste. - Mieszkańcy i turyści uszanowali żałobę narodową. Oczywiście nie jestem w stanie sprawdzić wszystkich miejsc, ale nie dotarły do mnie sygnały, że gdzieś jest coś nie tak - mówi Andrzej Molin, burmistrz Wisły.
Wiślański hotel Gołębiewski jest jednym z najdroższych w regionie, zawsze pełen gości. Nocami wielu z nich bawi się w hotelowej dyskotece. Ale nie teraz. - Dyskoteka to w zasadzie jedna z sal restauracyjnych, więc trudno byłoby ją zamknąć. Ale z głośników leci muzyka poważna. Żałoba narodowa to pora na refleksję, a nie na zabawę i nasi goście to rozumieją - mówi Jarosław Brożyna, dyrektor hotelu.
Jednak nie wszędzie uszanowano żałobę. Dwa dni temu po godz. 22 do redakcji zadzwonili Czytelnicy. - Wybraliśmy się grupą na wieczorny spacer. Dookoła cisza, spokój, aż tu nagle usłyszeliśmy muzykę. Głośne dźwięki dobiegały zza płotu prezydenckiego zameczku - usłyszeliśmy od oburzonych ludzi. Nasi rozmówcy twierdzili, że stoją właśnie obok rezydencji. Muzyka była tak głośna, że w słuchawce telefonu bez trudu usłyszeliśmy słowa popularnej piosenki Kasi Klich: "Już się zepsułeś i wiem co zrobię, wymienię ciebie na lepszy model".
- Chciałbym, żeby ktoś mi to wytłumaczył, przecież w kraju jest żałoba narodowa. Na koloniach mojej córki wstrzymano organizację dyskotek. A tu proszę. Miejsce, które jest symbolem najwyższej władzy w kraju, i taka muzyka! - denerwował się pan Paweł, który dzwonił do nas w tej sprawie.
Zameczek na Zadnim Groniu, dar Ślązaków dla prezydenta Mościckiego, jest od 2002 roku jedną z kilku oficjalnych rezydencji prezydenckich w Polsce. Gdy nie gości w niej głowa państwa, jest udostępniany zwiedzającym. Chętnych jest tak wielu, że trzeba dużo wcześniej rezerwować miejsca.
W położonym poniżej tzw. Dolnym Zamku działa hotel. To świetne miejsce na wypoczynek - na odludziu, wśród słynnych beskidzkich świerków. Firmy często rezerwują tu pokoje na szkolenia dla pracowników.
Ustaliliśmy, że w zameczku nie bawił się ani prezydent, ani nikt z jego urzędników. - To była impreza pewnej firmy, która wynajmowała u nas pokoje. Jej pracownicy przejechali na konferencję i zorganizowali sobie wieczór integracyjny, zamówili didżeja. Gdybym wiedziała, że będzie tak głośno, nigdy bym nie zgodziła się na zabawę - wzdycha Elżbieta Pilch pełniąca obowiązki kierownika placówki.
W hotelu otrzymaliśmy numer telefonu pani Ani, organizatorki wieczorku. - To impreza prywatna i nikomu nic do tego. Było bardzo nastrojowo, grano tylko ballady - powiedziała.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że imprezę zorganizowali pracownicy firmy Amplico Life. W jej biurze prasowym usłyszeliśmy, że nie była to inicjatywa centralnych władz firmy. Sprawa ma zostać wyjaśniona w ciągu kilku dni.
O komentarz poprosiliśmy pracowników Kancelarii Prezydenta. - No cóż, ta część zameczku nie należy do nas. Zresztą uszanowanie żałoby narodowej to kwestia sumienia - usłyszeliśmy w biurze prasowym kancelarii.