13 lipca - dzień w którym ABW zjawiła się u Krauzego - jest ważną datą dla śledztwa w sprawie przecieku o operacji CBA przeciw Andrzejowi Lepperowi. Tego dnia prokuratura przesłuchała Janusza Kaczmarka, jeszcze ministra MSWiA, i wysłała CBA do domu Krauzego w Gdyni, o czym toczyli nerwowe rozmowy - nagrane przez służby i ujawnione w ostatni piątek - współpracownicy Kaczmarka i ówczesny prezes PZU Jaromir Netzel.
- 13 lipca po godz. 18 w biurach Prokomu na szóstym piętrze hotelu Marriott zjawili się funkcjonariusze ABW - mówi nam pracownik Prokomu (prosi o nieujawnianie nazwiska), świadek telefonu Krauzego do prezydenta. - Ich wejście zarejestrowały kamery monitoringu hotelowego. Część rozeszła się po pokojach, zabierając nagrania z kamer, które są wewnątrz biur. Zabrali też księgi wejść i wyjść. Część czekała na korytarzu. Chcieli przesłuchać prezesa.
Nasz informator relacjonuje dalej. - Prezes akurat przyjmował chińską delegację, która przyjechała negocjować kontrakt z PolNordem [budowlana spółka Krauzego]. Gdy dowiedział się o wejściu ABW i o tym, że funkcjonariusze chcą go przesłuchać, złapał za telefon, oświadczając, że dzwoni na prywatną komórkę prezydenta Kaczyńskiego. Treści rozmowy nie słyszałem. Trwała ok. 15 minut. Po tej rozmowie dowodzący akcją oficer ABW dostał telefon, w wyniku którego polecił swoim ludziom najpierw zawiesić czynności, a potem się wycofać. Poproszono szefa, by stawił się następnego dnia w prokuraturze w Warszawie i Krauze zeznawał tam jako świadek - mówi pracownik Prokomu.
- Potwierdzam, że ABW była u nas 13 lipca i że zabezpieczono zapisy z kamer oraz księgi wejść i wyjść. Nie wiem, czy chciano przesłuchać pana Krauzego i czy dzwonił on do prezydenta - powiedział "Gazecie" rzecznik Prokomu Marek Zieleniewski.
- Rzeczywiście p. Krauze telefonował do pana prezydenta. Ale nie było żadnej 15-minutowej rozmowy. Ta rozmowa trwała minutę i została zakończona przez pana prezydenta jako niestosowna - wyjaśnia prezydencki minister Michał Kamiński. - Pan prezydent nie podjął żadnej interwencji. Nie zrobiłby tego ani w przypadku pana Krauzego, ani w żadnym innym - zapewnia Kamiński.
Dlaczego zatem Krauze powiedział swoim ludziom, że tym telefonem "załatwił", by ABW dała mu spokój, a funkcjonariusze opuścili Prokom?
Kamiński: - Nie mam pojęcia.
Lech Kaczyński pytany wczoraj w Radiu ZET przez Monikę Olejnik, czy "kontaktował się komórkowo" z Krauzem, stwierdza: "Dwukrotnie w życiu. Nie tak dawno spotkałem go na uroczystości związanej z kamieniem węgielnym pod Muzeum Historii Żydów Polskich [26 czerwca], ponieważ doszły mnie wcześniej takie niemiłe informacje, których nie chcę w tej chwili powtarzać - jak będzie trzeba, jeżeli mnie na przykład pan prokurator zapyta, to powiem - powiedziałem mu [Krauzemu], że muszę się z nim zobaczyć. Świadkiem tego był pan minister Dąbrowski [Waldemar, minister kultury w rządzie SLD]. No i on wtedy, później do mnie, wtedy mu dałem numer telefonu, wtedy do mnie zadzwonił. I był drugi telefon, wtedy, kiedy stwierdził, że do niego wchodzi CBA, ale to nie była prawda. To były dwa połączenia, można to na billingach sprawdzić".
Kamiński wyjaśnia, dlaczego w relacji prezydenta mowa o CBA, a nie ABW: - Pan prezydent sądził, że chodzi o CBA.
ABW w Prokomie
Wizytę ABW w biurach Prokomu pamiętają inni pracownicy Krauzego. - Wiedzieliśmy, że przyszli i dosyć szybko opuścili biura, nie przesłuchując prezesa. Kiedy zapytałem o to szefa, z uśmiechem stwierdził: "Porozmawialiśmy sobie" - relacjonuje jeden z nich.
Według innego pracownika następny raz ABW przyszła do hotelu Marriott w połowie sierpnia. - Mamy lokale na 5., 6., 16. i 18. piętrze. Byli tam wszędzie. Najbardziej interesowały ich zapisy z monitoringu - mówi.
Ryszard Krauze jest za granicą. Gdy przyjedzie do Polski, może zostać zatrzymany, a na pewno będzie przesłuchany w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa.
Według rzecznika Prokomu "w najbliższych dniach" Krauze ma przekazać opinii publicznej swoje oficjalne stanowisko.
- Na razie w firmie obowiązuje przyjęta wcześniej strategia: Krauze nic nie wiedział o tej akcji, nie spotykał się z nikim w tej sprawie, nikogo nie ostrzegał i dlatego nas w tej aferze po prostu nie ma. Tak będziemy mówić, chyba że szef zarządzi zmianę strategii - tłumaczy jeden z ludzi zajmujących się PR Krauzego.