"Gazeta" dotarła do listu z tymi oskarżeniami, który w imieniu polskiego rządu został wysłany do Amsterdamu przez wiceministra skarbu Ireneusza Dąbrowskiego. Zagrożenie miałby stwarzać Rutger Schimmelpenninck - amsterdamski prawnik. Dąbrowski zarzuca mu, że wspiera konkurencję, która zamierza zniszczyć LOT.
Schimmelpenninck jest syndykiem masy upadłościowej Swissaira. Ta zbankrutowana szwajcarska linia miała udziały w LOT. Dziś te udziały mają wierzyciele Swissaira, których reprezentuje syndyk. Swissair Group kupił akcje LOT przez spółkę holenderską. Gdy Swissair zbankrutował, wierzyciele zgłosili się po jego majątek do Holandii. Właśnie dlatego syndyk masy upadłościowej jest z Holandii.
Minister Dąbrowski uważa, iż Schimmelpenninck sabotował LOT, bo w obradach rady nadzorczej spółki poparł innego kandydata, a nie tego, którego wystawił resort skarbu.
Syndyk poparł na prezesa LOT Marka Mazura, a nie Tomasza Dembskiego - kandydata resortu skarbu. Za Mazurem murem stoi też załoga.
- Wszyscy byli zaskoczeni tym, że w konkursie na prezesa syndyk głosował inaczej niż resort skarbu. To dowodzi, jak słaby był kandydat Ministerstwa Skarbu i jak źle minister rozegrał ten konkurs - mówi "Gazecie" osoba zbliżona do rady nadzorczej LOT. Syndyk po raz pierwszy od 2002 r. był przeciwko ministerstwu.
Resort skarbu poniósł porażkę w głosowaniu w radzie nadzorczej, ale nie zrezygnował z walki. I wysłał do Holandii list z żądaniem odwołania syndyka. List trafił do rąk sędziego, który nadzoruje upadłość Swissaira.
O co polski minister oskarża holenderskiego prawnika? W liście zarzuca mu m.in., że "przyjął kurs szkodliwy dla teraźniejszości i przyszłości spółki poprzez wspieranie na stanowisko prezesa zarządu kandydata wbrew woli akcjonariusza większościowego. Resort skarbu ma 67,96 proc. akcji LOT. Jednocześnie naraził interesy wierzycieli na szwank poprzez odmowę prowadzenia negocjacji wiodących do nabycia pakietu syndyka" - napisał Dąbrowski. - "Patrząc na tę sytuację, mamy dobre powody, aby podejrzewać, iż ów pan działa jako przedstawiciel zagranicznego konkurenta, który zamierza zniszczyć PLL LOT, aby przejąć jego rynek. Mając na uwadze strategiczną rolę PLL LOT dla Państwa Polskiego, uznajemy zachowanie Pana R.J. Schimmelpennincka za bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Państwa. Dlatego też rząd RP nie zawaha się przed podjęciem wszelkich środków, które ma do swej dyspozycji, aby położyć kres tej w najwyższym stopniu godnej ubolewania sytuacji".
O jakie kroki chodzi? Tego wiceminister nie wyjaśnił.
Sędzia nadzorujący syndyka odrzuca zarzuty ministra. "Nie dostrzegam żadnych przesłanek wskazujących, że sposób głosowania pana Schimmelpennicka został podyktowany innymi względami niż interesy LOT. Dlatego też zdecydowanie odrzucam pańską sugestię, jakoby działał on na korzyść zagranicznego konkurenta LOT" - napisał w liście przesłanym kilka dni temu do wiceministra sędzia R.H.C. Jongeneel. Jednocześnie zaznaczył, że korespondencję przekazał ministrowi spraw zagranicznych Królestwa Niderlandów i holenderskiemu ambasadorowi w Polsce.
Żeby odzyskać kontrolę nad LOT, minister skarbu chce nie tylko zmiany syndyka. Forsuje w Sejmie specustawę dla spółki (autorstwa PiS), która pozwoli, by to walne zgromadzenie akcjonariuszy. Dziś robi to rada nadzorcza, w której skarb państwa nie ma większości. Skarb państwa ma za to większość na WZA (67,96 proc. akcji należy do resortu, syndyk ma 25,1 proc. akcji, pracownicy 6,93 proc.). W radzie zgodnie ze statutem spółki układ sił jest inny. Skarb państwa ma czterech przedstawicieli, syndyk i pracownicy - po trzech (taki układ zagwarantowali sobie umową prywatyzacyjną). Żeby zmienić statut spółki, skarb państwa potrzebuje głosów syndyka.
Minister skarbu rozważa też, czy nie odkupić akcji LOT od upadłego Swissaira. Miałby je kupić kontrolowany przez państwo KGHM. Schimmelpenninck prowadził rozmowy z KGHM. "W listopadzie 2006 r. KGHM przedstawił zapytania w tej sprawie, lecz do dziś oferta nie została złożona. Spotkał się również z innymi kandydatami a nawet otrzymał oferty. Pański zarzut, jakoby pan Schimmelpenninck odmawiał prowadzenia negocjacji, nie znajduje zatem uzasadnienia" - odpisał ministrowi sędzia Jongeneel.
Sędzia nadzorujący syndyka podkreślił, że Schimmelpenninck od wielu lat jest wyznaczany przez sąd w Amsterdamie do pełnienia funkcji syndyka w najważniejszych sprawach upadłościowych i nigdy nie było wątpliwości, co do jego uczciwości.
Rutger Schimmelpenninck nie chciał w piątek komentować sprawy. - Mogę tylko powiedzieć, że działam w imieniu udziałowców i podejmuję decyzje zgodnie z moją najlepszą wiedzą. Uważam całą sprawę z pismami za niezręczną - powiedział "Gazecie".
Poprosiliśmy o komentarz Ministerstwo Skarbu. Rzecznik resortu potwierdził, że wiceminister Dąbrowski prowadził korespondencję z radą wierzycieli, sędzią nadzorującym i syndykiem. Nie chciał jednak odpowiedzieć na żadne pytanie.
Słowa o "bezpośrednim zagrożeniu dla bezpieczeństwa państwa" w kontekście wyboru prezesa LOT są co najmniej nadużyciem. LOT jest narodowym przewoźnikiem, w pewnym sensie wizytówką Polski, ale nie ma żadnego wpływu na bezpieczeństwo Polski, podobnie jak wybór prezesa tej firmy. Prezes powinien być osobą kompetentną, apolityczną, która zna się na biznesie lotniczym, który jest specyficzną branżą.
List wiceministra skarbu to kolejny prototyp na miarę IV RP i przecieranie szlaków do tej pory nieprzetartych. Widać, że wiceminister nie rozumie, że syndyk masy upadłościowej to nie jest pracownik Ministerstwa Skarbu na jego usługach. Ten list otwiera kolejny front, jakby było za mało konfliktów, np. z Eureko. Ten konflikt jest dodatkowo niebezpieczny dla LOT, który traci rynek na rzecz tanich przewoźników.