Najbardziej prestiżowe wyróżnienia dla dziennikarzy w Ameryce przyznaje się od 1917 r. Ufundował je Joseph Pulitzer, pochodzący z Węgier amerykański dziennikarz, publicysta i wydawca. Jury tworzy grono wybitnych redaktorów, pisarzy i profesorów, wybranych przez słynny wydział dziennikarstwa Columbia University.
Choć ostatni rok w Ameryce stał pod znakiem wojny w Iraku, skandalu Abu Ghraib i wyborów prezydenckich, nie dało się tego zauważyć na ogłoszonej w poniedziałek wieczorem liście laureatów nagród Pulitzera. Dziennikarze zajmujący się kampanią prezydencką i wyborami nie dostali nic. Tylko dwie nagrody (fotografia newsowa i fotoreportaż) przyznano za prace związane z wojną w Iraku. - To efekt warunków pracy w Iraku, ograniczeń w mobilności dziennikarzy, tak widocznych w ostatnim roku - komentował Sig Gissler z Columbia University, administrator 89. Nagród Pulitzera.
Jednak porażka autorów zajmujących się wielkimi tematami to nie przypadek. Tematy te dominują w amerykańskich telewizjach, zwłaszcza w rosnących w siłę kablowych kanałach informacyjnych. Gazety, choć te największe nie stronią od wielkiej polityki, coraz chętniej i skuteczniej zajmują się bulwersującymi sprawami, które rozgrywają się w najbliższym otoczeniu ich czytelników. Różne lokalne afery, nadużycia, skandale seksualne na szczytach lokalnej władzy, ukrywanie prawdy przez skorumpowanych urzędników i chciwe korporacje - te tematy zdominowały tegoroczne Pulitzery.
Choć w ostatnich latach zdarzało się, że po 5-7 Pulitzerów otrzymywały główne amerykańskie dzienniki - "New York Times" (7 nagród w 2002 r. za obsługę wydarzeń 11 września), "Washington Post", czy "Los Angeles Times" (5 nagród rok temu), w tym roku tylko dwie wielkie gazety otrzymały po dwa wyróżnienia ("LA Times" i "Wall Street Journal"). "New York Times" dostał jedną nagrodę, "Washington Post" - żadnej. Tak jakby jurorzy chcieli wyrazić nieufność wobec dotychczasowych potęg w okresie, gdy amerykańskim dziennikarstwem wstrząsnęła seria skandali. Jedne były związane z plagiatami (afery w "New York Timesie" i "USA Today"), inne z publikowaniem bez sprawdzenia sfałszowanych dokumentów, które miały wywrócić do góry nogami kampanię prezydencką (afera antybushowskich dokumentów w programie "60 minutes" telewizji CBS).
W tej sytuacji jurorzy skupili się na materiałach rzetelnych, udokumentowanych dzięki miesiącom morderczej pracy, napisanych dobitnie, ale bez napastliwości. Najczęściej takich, które spowodowały, że coś w opisywanej sprawie, dzięki artykułom, się zmieniło.
W poszczególnych kategoriach triumf święciły takie wydawnictwa, jak "Newark Star-Ledger", "Cleveland Plain-Dealer", "Louisville Courier-Journal", "Sacramento Bee". Wśród ogłoszonych również w poniedziałek trójek finalistów w każdej kategorii było wiele nawet dużo mniejszych gazet - np. trzy dzienniki z południowej Florydy fantastycznie opisujące ataki huraganów.
Największą sensacją Pulitzerów 2005 - wpisującą się w motyw triumfu prasy lokalnej nad gigantami - było zwycięstwo w kategorii "dziennikarstwo śledcze" (domena potęg z Nowego Jorku i Waszyngtonu) małego tygodnika alternatywnego "Wilamette Week", będącego w istocie dzielnicową gazetką w Portland w stanie Oregon. Reporter tej gazety Nigel Jaquiss (makler z Wall Street, który znudzony biznesem zrobił pomagisterskie studia dziennikarskie i przeniósł się do Portland, by "uspokoić" swoje życie), opisał, jak były gubernator stanu Oregon utrzymywał kiedyś stosunki seksualne z 14-letnią dziewczynką. Znakomicie udokumentowana i napisana z delikatnością, ale niszcząca wizerunek potężnego lokalnego polityka historia z gazetki "Wilmette Week" trafiła szybko do prasy w całej Ameryce. Jedna z najbardziej wpływowych postaci polityki stanowej w Oregonie może zapomnieć o udziale w życiu publicznym.
Pulitzera w najbardziej prestiżowej kategorii "dziennikarstwo w służbie publicznej" otrzymał dziennik "Los Angeles Times" - też za temat bardzo lokalny. Opublikował bowiem - jako efekt trwającego rok dziennikarskiego śledztwa - cykl tekstów na temat gigantycznego szpitala im. Martina Luthera Kinga w Los Angeles, leżącego w sercu najczarniejszych dzielnic na południu LA. Szpital, który powstał po zamieszkach rasowych w latach 60. jako placówka "dla Murzynów prowadzona przez Murzynów", przez lata złego zarządzania, zwykłej niedbałości i braku nadzoru ze strony władz, stał się mordownią, gdzie z powodu błędów i zaniedbań lekarskich umiera lub podupada na zdrowiu najwięcej pacjentów (ranni w wypadkach uciekali z karetek, gdy się dowiadywali, że wiozą ich do Kinga!). Wielu pacjentów dopiero od reporterów "Timesa" dowiedziało się, że ich cierpienia to wynik błędów popełnionych przez szpital. Cykl reportaży na ten temat krążył wokół pytania, dlaczego szpital jako "wzorcowa" murzyńska placówka jest nie do ruszenia przez lokalnych polityków.
W redakcjach, które zwyciężyły, trwało wczoraj świętowanie. O wiele huczniej jednak świętowano w Oregonie, na Florydzie, w Ohio, Kentucky czy New Jersey, niż choćby w Nowym Jorku.
Komentuje Sig Gissler, profesor dziennikarstwa Columbia University, szef komitetu nagród Pulitzera: Nagrody otrzymało w tym roku 15 różnych gazet i organizacji, mieliśmy też aż 27 gazet w finale. To bardzo dużo. To odpowiedź dla tych, którzy obawiają się w amerykańskiej prasie nadmiernej koncentracji, zdominowania rynku przez największe dzienniki. Okazuje się, że na dole kwitnie świetne dziennikarstwo, skupione na tropieniu nieprawidłowości w otaczającym nas świecie.
Tegoroczne nagrody były zdominowane przez dziennikarstwo śledcze, to już tradycja Pulitzerów. W takim dziennikarstwie małym gazetom łatwiej jest pobić gigantów niż w obsłudze wielkich wydarzeń, bo liczy się często praca pojedynczych dziennikarzy, jej jakość i rzetelność. I lokalne gazety umieją to robić równie dobrze, a czasem nawet lepiej, niż "New York Times" czy "Washington Post".
Wojna w Iraku rzeczywiście była w tegorocznych nagrodach słabiej widoczna. Oprócz fotografii, materiały o Iraku były wśród finalistów w kategoriach komentarzy rysunkowych, komentarzy redakcyjnych i w korespondencjach zagranicznych. Po prostu inne materiały okazały się minimalnie lepsze.
W kategorii "literatura faktu" Pulitzera otrzymał Steve Coll, korespondent "Washington Post", za książkę "Wojny duchów. Tajna historia CIA, Afganistanu i ben Ladena od sowieckiej inwazji do 10 września 2001". Książka ta zdobyła największy rozgłos, gdy członkowie specjalnej komisji badającej wydarzenia 11 września kilkakrotnie prezentowali ją przesłuchiwanym urzędnikom, proponując im, by pogłębili dzięki niej swoją wiedzę.
Reporter Steve Coll dokonał kolosalnej pracy, zbierając wspomnienia kilkuset zajmujących się Afganistanem polityków i oficerów CIA od połowy lat 70. po dzień dzisiejszy. Coll szczegółowo opisuje, jak Afganistan ewoluował w szpiegowskiej hierarchii z kraju praktycznie nieistniejącego do roli głównego pola bitwy z Imperium Zła, by z powrotem zniknąć z map. "Secret Wars" to książka w najlepszym amerykańskim stylu reportażu śledczego - już sam opis dramatycznego oblężenia amerykańskiego konsulatu w pobliskim Pakistanie zasługiwał na każdą literacką nagrodę.
w kategorii "krytyka" Pulitzera zdobył recenzent filmowy "Wall Street Journal" Joe Morgenstern, który - poza błyskotliwym stylem - wyróżnia się tym, że zwykle samodzielnie bada temat filmu, czasem równie głęboko jak jego autorzy
za korespondencje zagraniczne zostali nagrodzeni Kim Murphy, moskiewski korespondent "LA Times" (opisy tragedii w Biesłanie) oraz Dele Olojede z nowojorskiego "Newsday" ("Ruanda 10 lat po masakrach")
"New York Times" dostał Pulitzera za cykl artykułów pokazujących, jak prywatne korporacje kolejowe i skorumpowani urzędnicy ukrywają wypadki na niestrzeżonych przejazdach
fotoreporterzy agencji Associated Press dostali Pulitzera za serię zdjęć z walk miejskich w Iraku. Nagrodę za fotografie dostał też "San Francisco Chronicle" za fotoreportaż ze szpitala w Oakland, gdzie chirurdzy składali rozerwane eksplozją ciało irakijskiego chłopca
nagroda za powieść: Marilynne Robinson za "Gilead", historię rodziny pastorów z amerykańskiej prowincji, od czasów wojny secesyjnej do lat 50. XX w.
dramat: John Patrick Shanley za "Doubt, a parable", sztukę o pedofilii w katolickiej szkole w Nowym Jorku
historia: David Hackett Fischer za "Washington's Crossing", błyskotliwą analizę walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych w XVIII w.
biografia: Mark Stevens i Annalyn Swan za "de Kooning: An American Master", opowieść o urodzonym w Holandii amerykańskim malarzu abstrakcjoniście
poezja: Ted Kooser za "Delights and Shadows"
muzyka: Steven Stucky za "Drugi koncert na orkiestrę"
Większość nagrodzonych materiałów jest dostępna na stronie www.pulitzer.org