Włoski polityk Domenico Gramazio wybrał na swój występ najmniej stosowne z możliwych miejsc. Swymi rewelacjami o braku związku między faszyzmem i Holocaustem podzielił się tuż po wyjściu z jerozolimskiego Yad Vashem, gdzie dokumentuje się antyżydowskie zbrodnie z czasów II wojny światowej. - Brak mi słów. Nie mogę pojąć, dlaczego tacy ludzie wciąż są tolerowani we włoskiej polityce - powiedział Dawid Cossuth, szef wspólnoty włoskojęzycznych Żydów w Izraelu.
Gramazio jest byłym posłem Sojuszu Narodowego (Alleanaza Nazionale), z którego ramienia kieruje dziś sprawami zdrowia i opieki społecznej w regionie Lazio. Sojusz Narodowy wywodzi się z włoskich ruchów postfaszystowskich, ale od kilku lat próbuje zmieniać swój wizerunek i ewoluuje w stronę liberalnej prawicy. Partia jest podporą koalicji rządowej Silvia Berlusconiego, a jej szef Gianfranco Fini jest wicepremierem i ministrem spraw zagranicznych Włoch.
Skandal, hańba, wstyd. Ta wypowiedź kładzie się cieniem na włoskich obchodach Dnia Pamięci o Holocauście - mówią włoscy politycy od lewicy po prawicę. Wciąż milczy jednak sam Gianfranco Fini, choć opozycja żąda od niego publicznego odcięcia się od Domenica Gramazio, a nawet wyrzucenia go z partii. - Nie wystarczą tłumaczenia, że to nieuctwo jednego człowieka. Jeśli Sojusz Narodowy chce naprawdę zerwać z neofaszyzmem, musi zareagować ostrzej - apeluje lewicowa opozycja.
Odpowiedzialność faszyzmu za Holocaust jest wciąż bolesnym punktem we włoskiej historii. Kiedy sam Gianfranco Fini po wizycie w Yad Vashem w 2003 r. przyznał, że "włoski faszyzm był haniebną kartą", jego partię z hukiem opuściła Alessandra Mussolini, wnuczka Duce. - Już nie wiadomo, kim jest ten Fini: ni pies, ni wydra... - mówiła. W jej oczach za Holocaust odpowiadają bowiem niemieccy naziści, a nie włoscy zwolennicy jej dziadka Benito Mussoliniego.
Obrońcy włoskiego faszyzmu przypominają, że Duce długo wzbraniał się przed antysemityzmem, publicznie wyśmiewając rasistowskie idee swego ucznia Adolfa Hitlera. W przemówieniu z 1932 r. Mussolini wyjaśniał: "Nie ma czystych ras, a ich pomieszanie stawało się nieraz przyczyną siły i piękna narodów. Na rasę składa się raczej uczucie niż realna rzeczywistość. We Włoszech nie ma antysemityzmu". Dla Hitlera te słowa musiały brzmieć jak herezja.
Kolonialne podboje Włoch w Etiopii (lata 30. XX w.) popchnęły jednak również włoskich antropologów i polityków w stronę teorii rasistowskich. Włoscy rasiści początkowo troszczyli się głównie o to, by zapobiec mieszaniu się emigrujących do Afryki chłopów z tubylcami, ale w 1938 r. otwarcie uderzyli także w 50 tys. włoskich Żydów. Pod naciskiem sojuszniczego Berlina włoski parlament przyjął wtedy rasistowskie prawa wzorowane na ustawach norymberskich.
Twierdzenia, że ustawy rasistowskie zostały narzucone Włochom wbrew woli bezradnego Benita Mussoliniego, są kanonem włoskiego postfaszyzmu. Dlatego powojenni zwolennicy Duce utrzymują, że faszyzmu nie można obarczać winą za Holocaust. To właśnie takie poglądy Domenica Gramazio wywołały obecny skandal we Włoszech. - Myślałem, że te opinie to przeszłość. Twierdzenia te są głupie i sprzeczne z historią - wyjaśniał wczoraj jeden z polityków Sojuszu Narodowego.
Ludobójstwa na włoskich Żydach dokonali głównie Niemcy podczas okupacji środkowych i północnych Włoch po obaleniu rządu Mussoliniego w 1943 r. Włoscy historycy podkreślają jednak, że włoscy faszyści nie mogą się uchylać od odpowiedzialności. Prześladowania rasowe w 1938 r. ułatwiły późniejszą eksterminację dokonywaną także rękoma włoskich sojuszników Hitlera. - Obrona faszyzmu, którą prowadzi Domenico Gramazio, przeszkadza w szczerym rozliczeniu się z włoską historią - napisał komentator "Corriere della Sera".