A było tak. Jeszcze w środę potencjalni kandydaci na następców Leszka Millera ogłaszali, że nie wystartują, lub hamletyzowali. Zwoływane co i rusz zarządy partii kończyły się niczym. Wszyscy czekali, a po sejmowych korytarzach krążyły plotki - że nie warto startować, bo po eurowyborach i tak będzie nadzwyczajny zjazd partii; że Sojusz może nie przetrwać do wyborów 2005 i nikt nie chce być tym, który "sztandar wyprowadzi"... Żart Macieja Manickiego, który - odchodząc z OPZZ - oświadczył, że chce stanąć na czele Sojuszu, dopełnił obrazu SLD jako partii w stanie decyzyjnej niemocy.
Gdy wydawało się, że bohaterem konwencji będzie totalna improwizacja, swoją kandydaturę zgłosił sekretarz generalny Marek Dyduch. - Trzeba przerwać tę niemoc - mówił poirytowany.
W piątek znów zebrał się zarząd. Leszek Miller poprosił obecnych, "by się określili". I zaczęło się. Dyduch powtórzył: startuję, Celiński i Banach - z oporami - powiedzieli to samo. Podobnie Janik, który twierdził dotąd, że kandydować nie zamierza. Oleksy - w swoim stylu - oświadczył, że musi się jeszcze skonsultować z delegatami, ale - według relacji uczestnika spotkania - "widać było, że ma ogromną ochotę". Pojawili się też kandydaci nieobecni dotąd nawet w korytarzowych spekulacjach - wiceminister finansów Ciesielski i zgłoszony przez kogoś z sali wiceminister gospodarki Piechota.
Co się dzieje, skąd ta przemiana? - Zwlekanie do ostatniej chwili to normalne - przekonuje poseł Piotr Gadzinowski. - Unika się w ten sposób ataku konkurentów. Kto wystartuje, okaże się dziś. Niektórzy chcą tylko o sobie przypomnieć i się wycofają.
"Gazeta": A kto ma największe szanse? - Nie podejmuję się odpowiedzieć - mówi podkarpacki baron Krzysztof Martens. - Wszyscy wojewódzcy liderzy twierdzą, że przy obecnych nastrojach w partii sterowanie delegatami jest niemożliwe.
Oleksy zaś wierzy, że kuluarowe rozmowy mogą jeszcze doprowadzić do wskazania jednego kandydata.
Kilka tygodni temu - po dramatycznym spadku notowań SLD - Leszek Miller ogłosił, że podczas dzisiejszej konwencji zrezygnuje z przywództwa w partii. Jednocześnie bardzo ciepło mówił o zaletach Jolanty Banach. Odebrano to jako próbę namaszczenia jej na nowego lidera. I interpretowano tak: Banach na czele partii da Sojuszowi "wrażliwą społecznie twarz". Jednocześnie tandem Miller-Krzysztof Janik będzie kontrolować najważniejsze decyzje: pierwszy na czele rządu, drugi klubu parlamentarnego. Spekulacje te potwierdzał mimowolnie Janik, powtarzając, że nie wystartuje na przewodniczącego. I chwaląc Banach.
Ta długo zwlekała z decyzją. Powtarzała, że nie godzi się na rolę "makijażu", nie chciała powiedzieć czy kandyduje. Zrobiła to dopiero wczoraj. Ale gotowość startu zadeklarowali też Janik, Andrzej Celiński, Wiesław Ciesielski, Marek Dyduch, Józef Oleksy i Jacek Piechota.
"Gazeta": Wszystko rozumiem, ale dlaczego Janik chce rywalizować z Banach? - Moim zdaniem rozprowadza Jolkę. Deklarując gotowość startu chce trzymać w szachu Oleksego, zniechęcić go do kandydowania - mówi poseł SLD Piotr Gadzinowski. A jego partyjny kolega dodaje: - Bo Józek jest typem polityka, który decyduje się na start tylko wtedy, gdy ma 200 proc. szans na sukces.
Czy jednak da się jednak konwencję wyreżyserować? Baron podkarpacki Krzysztof Martens twierdzi, że "przy obecnych nastrojach w partii nie". Jeśli ma rację rosną szanse popularnych w SLD-owskich dołach Marka Dyducha. Poparcie dla niego deklarują m.in. delegaci z łódzkiego. Dyduch zapowiada - jeśli przegra zrezygnuje ze stanowiska sekretarza partii. Choć inni liderzy mają mu to za złe - zdania nie zmienia. Gadzinowski: - Nowego sekretarza nie jest łatwo znaleźć, to okropna harówka.
W piątek do późnej nocy trwały konsultacje i targi. Oleksy powtarzał, że wynegocjowanie jednego kandydata świadczyłoby o zwartości Sojuszu.
Ale konwencja zajmie się nie tylko przewodniczącym. Przegłosuje też wotum zaufania dla członków zarządu krajowego, w tym wiceprzewodniczących. Zdaniem naszych SLD-owskich rozmówców największe kłopoty może mieć Aleksandra Jakubowska. - Z jednej strony w partii jest zapotrzebowanie na osoby niezłomne, wojujące - mówi poseł Sojuszu. - Z drugiej Jakubowska jest po aferze Rywina dla nas balastem. Zaszkodzić jej też mogą bliskie związki z Millerem, który - według coraz powszechniejszej opinii - ciągnie nas w dół.
Ustąpienia Jakubowskiej domagali się wczoraj publicznie: Andrzej Celiński i Wiesław Kaczmarek. Ta oświadczyła na konferencji prasowej, że będzie walczyć do końca. - Dużo zależy od tego jak na konwencji wystąpi - mówi Gadzinowski.
A co z pozostałymi wice? Podczas licznych w tym tygodniu narad liderów sporo o nich mówiono. Marszałek Marek Borowski proponował, aby sami poddali się ocenie konwencji. Celiński i Martens sugerowali, że ustąpić powinni ci z nich, którzy są ministrami (Szmajdziński, Oleksy, Jakubowska). - Nikt jednak się nie kwapił - relacjonuje członek władz.
Tymczasem zmian wśród zastępców przewodniczącego żąda SLD-owska młodzieżówka (FMS), która wyraźnie chce wykorzystać zamieszanie partii by zaistnieć. I chce mieć własnego wiceprzewodniczącego. Nie bardzo może zdecydować się na jednego kandydata. Słychać m.in.o Grzegorzu Napieralskim liderze szczecińskiej młodzieżówki, o młodym łódzkim baronie Krzysztofie Makowskim.
Na wietrzenie zastępców nalegali też niektórzy z kandydatów na przewodniczącego. Celiński (który też jest wice) oraz Banach przekonywali, że ugrupowanie będące "w sytuacji SLD" musi mieć liderów całkowicie mu oddanych, a nie dzielących czas między partię i rząd. - Chodziło zapewne i o to, że Banach i Celińskiemu trudno było by się poczuć nr 1 w sytuacji, gdy za plecami mając takie tuzy jak Oleksy czy Jerzy Szmajdziński - komentuje poseł Sojuszu.