"Tempo, w którym zgaszono kryzys polityczny wokół wyborów samorządowych, pokazuje, że PO i mainstreamowe media są coraz skuteczniejsze w sterowaniu nastrojami społecznymi" - pisze w "Do Rzeczy" Piotr Semka. - Redaktorze Piotrze, weź no zbadaj te protesty. Zobacz kto i w jakiej sprawie protestował. Najlepiej się trzymać faktów, a nie lewitować w przestrzeniach dalekich od rzeczywistości - denerwowała się w "Poranku Radia TOK FM" Dominika Wielowieyska .
W godzinie komentatorów w "Poranku Radia TOK FM" Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy", wziął Semkę w obronę. - Jeśli chodzi o pierwszą turę wyborów, było tyle wątpliwości, tyle pytań, że pozwala to mówić w iluś przypadkach o możliwości popełnienia fałszerstwa - wskazywał.
Na poparcie swej tezy Lisicki wyliczał duże różnice między exit poll, a także przedwyborczymi sondażami, a ostatecznymi wynikami podanymi przez PKW, długi czas liczenia głosów i "daleko idący rozziew między tym, co deklarowali wyborcy, a tym, co utrzymaliśmy".
- Nie ma tu dowodu na fałszowanie wyników. To, że sondaże pokazują coś innego niż wyniki, zdarzało się wielokrotnie w ciągu ostatnich 25 lat - przekonywała Wielowieyska. Aleksandra Pawlicka z "Newsweeka" wskazała też na dużą liczbę głosów nieważnych. - To, że exit polls różniły się od wyniku, jest oczywiste - podkreśliła.
- Odbierasz Polakom prawo, by pójść i oddać nieważny głos, jeśli im się nikt nie podoba? - zwróciła się do Lisickiego Pawlicka. I stwierdziła, że jeśli politycy uważają, że głosy nieważne wypaczają wyniki wyborów, i chcą coś z tym zrobić, to mamy do czynienia z niebezpieczeństwem dla demokracji.
- To narracja fałszowania, którą się sączy, by wlać w głowy ludzi, którzy nie do końca rozumieją, którzy nie czytają. Ale żeby potem wiedzieli, że coś było nie tak, coś było sfałszowane - mówiła Pawlicka. - I na tym będzie można grać następne kampanie - podkreśliła.
Lisicki podejście dziennikarki nazwał "kontrnarracją", wedle której "nic się nie stało". A o swoich hipotezach mówił: - To narracja mówienia o tym, że doszło do poważnych uchybień, które sugerują, że w jakichś przypadkach mogło dojść do fałszowania. Wystarczająco dużo wiemy na temat nieprawidłowości, by taką tezę postawić - wyjaśniał.
Szef "Do Rzeczy" stwierdził też, że protesty wyborcze nie zostaną uwzględnione. Ma to pokazywać "praktyka". - Mówię: z dużym prawdopodobieństwem. Nie powiedziałem: na pewno. Tak się stanie, ale nie musi się tak stać - skwitował.
Po awarii systemu informatycznego PKW i trwającym sześć dni milczeniu głosów konserwatywna opozycja na czele z PiS, ale początkowo także SLD, lansują tezę o sfałszowaniu wyborów. - Ja wiem, że was to boli, ale wybory sfałszowaliście - powiedział w zeszłym tygodniu do posłów PO Jarosław Kaczyński . Liberalni publicyści nie mają wątpliwości: PiS atakuje w ten sposób demokrację. Nie wytrzymała nawet wiązana z PiS prof. Jadwiga Staniszkis, mówiąc, że Kaczyński popełnia polityczny błąd i "wraca do paranoi" .