- Jeśli mamy do czynienia z wojną, która wyraża się przez to, że nie giną ludzie, przesuwane są granice, a fakt przyłączenia podejmuje się w wyniku referendum, to nie jest najgorsza z wojen, którą można sobie wyobrazić - zaczął dyskusję w Poranku TOK FM Roman Kurkiewicz, publicysta i wykładowca Collegium Civitas.
Jego zdaniem to, z czym mamy do czynienia na Krymie, w Polsce przybrało kształt "wojennej histerii". - Jestem krytyczny wobec polityki Rosji, bo wolałbym, żeby takiego przesilenia nie było. Sytuacje, kiedy są zmieniane granice państwa, zawsze są sytuacjami kryzysowymi. Ale jak obserwujemy historię Europy, to rzadko mamy taki rodzaj przesunięcia granic właściwie bezkrwawo - stwierdził Kurkiewicz.
- Nie zgadzam się z językiem, który określa zachowanie Rosji w tej sprawie jako inwazję, agresję wojenną itd. Oczywiście nie mam złudzeń, że odbywa się potężny nacisk, ale - prawdę mówiąc - jeżeli chodzi o wartości, które są naruszane, to ważniejsze jest to, że to się odbywa bezkrwawo - podkreślił publicysta.
Stanowczo z Kurkiewiczem nie zgodziła się Agata Nowakowska z "Gazety Wyborczej". - To jest kuriozalne, co mówi Kurkiewicz. Po pierwsze, tam są wojska rosyjskie i to nie tylko marynarze, którzy byli tam na mocy umowy Rosji z Ukrainą... - stwierdziła. I tu wtrącił się Kurkiewicz: - A znasz tę umowę? Bo ona gwarantuje obecność rosyjskich wojsk w pewnej liczbie. Więc nie zaczynajmy od kłamstw. Jeżeli nie orientujesz się, jaka jest umowa, jaka liczba wojsk może tam być, to nie mów tego!
- Nie masz racji, a to, co mówisz, jest kuriozalne - utrzymywała Nowakowska. - Poza wojskami, które normalnie stacjonowały na Krymie, Rosja ściąga tam masę innego rodzaju wojsk. Nie wiem, na ilu konkretnie żołnierzy opiewa ta umowa, ale na pewno nie obejmuje ona tego, że rosyjscy żołnierze obstawiają budynki parlamentu czy że blokują jednostki ukraińskie - podkreśliła publicystka "GW".
- Zgadzam się, że to trudna sytuacja, bo wyobraźmy sobie, co będzie, jak społeczność międzynarodowa uzna, że to referendum jest pogwałceniem prawa międzynarodowego - kontynuowała dziennikarka. - Nie można uznać tego referendum, bo jest to jawna inwazja rosyjska na Krym i jeśli społeczność międzynarodowa przyzwoli na coś takiego, to zaraz będziemy mieli chaos.
- To, że jest to teraz "pokojowa inwazja", to znaczy, że NA RAZIE tam nikt nie strzelał - kontynuowała Nowakowska. - A co będzie dalej? Tego nie wiemy. Wiemy, że Tatarzy krymscy nie poszli na referendum i powiedzieli, że będą walczyć. Niepokojące jest też to, co się dzieje na wschodzie Ukrainy - coraz liczniejsze protesty osób domagających się referendum w Doniecku. Tam rozwój wypadków może pójść w niekorzystną stronę.
- W oczywisty sposób oderwanie się Krymu i przyłączenie do Rosji jest pogwałceniem prawa międzynarodowego - podkreślił z kolei Paweł Lisicki, naczelny "Do rzeczy". - Wydaje mi się, że mamy do czynienia z aktem agresji Rosji na Krym. A czy zdobycie Krymu jest tylko pierwszym krokiem w ogólnej ofensywie? Ja nie spodziewam się wielkiej interwencji wojskowej na Ukrainie - podsumował.