Wtorek, 10 września. Trwa 27. minuta debaty prezydenckiej. Kamala Harris twierdzi, że zwolennicy Donalda Trumpa wychodzą wcześniej z jego wieców, bo są zmęczeni słuchaniem nudnych i odklejonych od rzeczywistości tyrad. Harris, patrząc prosto w kamerę, przekonuje też widzów, że jej rywala nie interesują ich potrzeby i że tylko ona – jako prezydentka USA – będzie stawiała Amerykanów na pierwszym miejscu. Trump daje się podpuścić. Niedługo później wyprowadzony z równowagi sięga po dziką teorię spiskową, jakoby imigranci w miasteczku Springfield w stanie Ohio jedli psy i koty.
W trakcie debaty Kamala Harris jeszcze kilkukrotnie prowokuje Trumpa, co pomaga jej odwrócić uwagę od niewygodnych pytań o wysokie ceny w sklepach i politykę imigracyjną administracji Bidena, w której jest wiceprezydentką.
Dwie matki
Według doniesień dziennika "The New York Times" Kamala Harris do starcia z Trumpem przygotowywała się przez bite pięć dni. Ale na moment, by dopiąć swego i walczyć o Biały Dom, pracowała przez długie lata. Kamala Harris, urodzona 20 października 1964 roku w Oakland w Kalifornii, ponoć determinację odziedziczyła po swojej matce. Shyamala Gopalan, Hinduska z kasty braminów, przyjechała pod koniec lat 50. na studia z endokrynologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Tam też poznała swojego przyszłego męża, Jamajczyka Donalda J. Harrisa, który z kolei przeprowadził się do USA, by zrobić doktorat z ekonomii. Choć początki w nowym kraju były dla nich trudne, pięli się po szczeblach kariery: matka Kamali była cenioną ekspertką prowadzącą badania nad rakiem piersi, z kolei jej ojciec to dziś emerytowany profesor na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda.
Rodziców Harris oprócz naukowych ambicji połączyło zaangażowanie w ruch na rzecz obrony praw obywatelskich walczący o zniesienie segregacji rasowej w USA. Jak wspominała po latach Harris, rodzice zabierali ją na uczelniane demonstracje, gdy była jeszcze szkrabem w wózku. Miała dwa lata, gdy rodzina przeprowadziła się za pracą do Illinois, stanu na środkowym zachodzie USA. Ojciec wykładał jeszcze potem na uczelni w Madison w stanie Wisconsin.
Miłość naukowców nie przetrwała. Zdecydowali się na separację, gdy Harris miała zaledwie pięć lat. Ponoć, jak donosi "The New Yorker", małżeństwo nie miało wiele rzeczy do podziału: Shyamala wzięła rzutnik, ekran i 20 albumów z nagraniami, ojciec Harris zaś trzy metalowe półki i szafkę na dokumenty. Książki rozdysponowali między siebie.
Przyszła wiceprezydentka USA przeniosła się potem razem z matką i młodszą siostrą Mayą do dzielnicy robotniczej w Berkeley, zamieszkiwanej wówczas głównie przez Afroamerykanów. Gdy Shyamala pracowała do późna w laboratorium, dziewczynkami zajmowała się Regina Shelton, ich sąsiadka, która prowadziła żłobek piętro niżej. Kamala wychowywana była w dwóch religiach: chodziła zarówno do świątyni hinduistycznej, jak i do popularnego wśród Afroamerykanów kościoła baptystycznego. W autobiografii pt. "Prawda, która nas niesie. Amerykańska podróż" Harris wspomina, że to z Reginą chodziła do kościoła i od niej też uczyła się afroamerykańskich zwyczajów i kuchni. Polityczka często nazywa ją swoją "drugą matką". Jest z nią na tyle zżyta, że w styczniu 2021, podczas ceremonii zaprzysiężenia na wiceprezydentkę USA, trzymała rękę na należącej do niej Biblii.
Konsekwentna
Kamala Harris, wychowywana w świecie czarnych Amerykanów, na własnej skórze doświadczyła prób zerwania z polityką segregacji rasowej. Jako mała dziewczynka dowożona była autobusem do podstawówki w bogatej dzielnicy zamieszkanej przez białych, co jeszcze kilka lat wcześniej byłoby nie do pomyślenia. W tej sprawie wiele dekad później Harris starła się z Joe Bidenem, z którym w 2019 roku rywalizowała o nominację Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich. Podczas jednej z debat wygarnęła mu, że jako senator w latach 70. sprzeciwiał się dowożeniu uczniów z kolorowych dzielnic do szkół dla białych i że osobiście bardzo ją to zabolało. "Była sobie mała dziewczynka w Kalifornii, którą (…) wożono codziennie autobusem do szkoły. Tą dziewczynką byłam ja" – wypaliła Harris, której słynna potyczka z Bidenem stała się wiralem.
Harris od najmłodszych lat przyzwyczajona była do wyzwań. W wieku 12 lat przeprowadziła się do Kanady, gdzie jej matka prowadziła badania nad rakiem piersi w jednym z montrealskich szpitali. W autobiografii wspomina, że tęskniła za Kalifornią i wykorzystywała każde wakacje na kursowanie do kraju i odwiedziny u ojca. Do USA wróciła po pięciu latach, by rozpocząć studia z politologii i ekonomii na Uniwersytecie Howarda w Waszyngtonie – uczelni prestiżowej w afroamerykańskich kręgach. Kształcili się tu m.in. kongresman Elijah Cummings oraz pisarka i laureatka Literackiej Nagrody Nobla Toni Morrison. Po uzyskaniu tytułu licencjata Harris wróciła do ukochanej Kalifornii, by studiować prawo na University of California Hastings College of the Law. Marząc o karierze prokuratorki, zrobiła staż w biurze prokuratora okręgowego w hrabstwie Alameda, gdzie rozpoczęła pracę w 1990 roku. Jako zastępca prokuratora okręgowego odpowiedzialna była za ściganie sprawców przestępstw seksualnych wobec nieletnich. Po latach twierdziła, że zmotywowały ją do tego trudne doświadczenia jej koleżanki z liceum w Kanadzie molestowanej przez ojca.
Harris powoli pięła się po szczeblach kariery: w 2003 roku wygrała wyścig o fotel prokuratora okręgowego w San Francisco, a siedem lat później została prokuratorką generalną Kalifornii. W obu przypadkach była pierwszą w historii USA kobietą obejmującą te stanowiska.
Maraton ku elitom
Choć Kamala Harris lubi mówić o dorastaniu w robotniczej dzielnicy w Berkeley, być może nie udałoby jej się przebić szklanego sufitu, gdyby nie miała kontaktów wśród kalifornijskich elit. Jak donosi serwis Politico, Harris jako młoda prokuratorka bywała na wystawnych bankietach, z których zdjęcia lądowały na łamach lokalnych dzienników. W latach 1994–1995 zainteresowanie amerykańskiej prasy budziła jej relacja ze starszym o 30 lat politykiem Williem Brownem, który zapoznawał ją z wpływowymi ludźmi, a jako spiker kalifornijskiego parlamentu załatwił jej zasiadanie w dwóch radach stanowych. Według wyliczeń serwisu Politico przez pięć lat zarobiła w nich ponad 400 tys. dolarów, o czym do dziś przypomina amerykańska prasa.
Willie Brown jako ikona kalifornijskiej polityki był znany ze wspierania sojuszników: w 1987 roku pomógł w pierwszej kampanii wyborczej Nancy Pelosi, dziś jednej z najbardziej znanych polityczek Partii Demokratycznej. Pomógł też wejść do świata polityki Gavinowi Newsomowi, dzisiejszemu gubernatorowi Kalifornii.
Kamala Harris rozstała się z Brownem, gdy ten wygrał wybory na burmistrza San Francisco w grudniu 1995 roku. Szeroko rozpisywała się o tym lokalna prasa. Jak stwierdził znany felietonista "San Francisco Chronicle" Herb Caen, "to była dla wielu szokująca wiadomość, również dla tych, którzy mieli Kamalę Harris za atrakcyjną, inteligentną i czarującą".
Po rozstaniu z Brownem prokuratorka dalej budowała wpływy wśród kalifornijskich elit. W 1996 roku dołączyła do zarządu Muzeum Sztuki Współczesnej w San Francisco. Należała też do San Francisco Jazz Organization, była dyrektorką konsorcjum zrzeszającego agencje pomagające ofiarom przemocy domowej i zasiadała w organizacji pozarządowej Women Count. Starania Harris się opłaciły. Gdy w 2002 roku ogłosiła start w wyścigu o stanowisko prokuratora okręgowego San Francisco, w kampanii pomagał jej Mark Buell, wpływowy filantrop i darczyńca Partii Demokratycznej. Na przyjęciach organizowanych w bogatej dzielnicy Pacific Heights zbierali sowite datki od śmietanki towarzyskiej: rodziny Fisherów, założycieli marki odzieżowej Gap, oraz m.in. od klanu Gettych, którzy dorobili się na sektorze paliwowym. Kampanię Kamali Harris – już wtedy znanej z noszenia garniturów i pereł – poparł dziennik "San Francisco Chronicle", podkreślając, że umie ona znaleźć wspólny język z różnymi środowiskami.
Ostatecznie po zażartym boju (potrzebna była dogrywka) 39-letnia Kamala Harris wygrała z ubiegającym się o reelekcję prokuratorem okręgowym Terence’em Hallinanem. Udało jej się to m.in. dzięki poparciu czarnoskórych wyborców i kobiet, którzy uwierzyli, że to ona lepiej rozprawi się z przestępczością na ulicach. Jak donosi kalifornijski serwis SFGate, aby stanąć do walki ze… swoim szefem, Harris wzięła urlop w prokuraturze. Hallinan był jej przełożonym od 1998 roku.
Problem z karą śmierci
Po objęciu stanowiska Harris stworzyła dwa nowe wydziały w prokuraturze – do ścigania sprawców przestępstw przeciwko środowisku oraz wobec dzieci i nastolatków LGBT+ w szkołach. W lutym 2004 roku udzieliła ślubu parze gejów, wbrew obowiązującym wówczas przepisom federalnym i stanowym (małżeństwa par jednopłciowych zalegalizowano w całym kraju dopiero w 2015 roku). Lata później, już jako prokuratorka generalna Kalifornii, Harris zasłynęła m.in. z batalii przeciwko koncernom paliwowym oraz wywalczenia 25 mld dolarów odszkodowania dla Kalifornijczyków, którzy padli ofiarą banków. Stosowały one niezgodne z prawem metody przejmowania zadłużonych nieruchomości podczas kryzysu finansowego w latach 2007–2008. Jednym z priorytetów prokuratorki generalnej Harris była także walka z międzynarodowymi gangami, co demokratka podkreśla dziś w swojej kampanii prezydenckiej.
Przez lata Kamala Harris uzbierała też ciągnący ją w dół polityczny bagaż, na który złożyła się m.in. zmiana stanowiska w sprawie kary śmierci. Tuż po objęciu urzędu prokuratorki okręgowej w San Francisco zarzekała się, że nie będzie nigdy wnioskować w sądzie o ten najwyższy wymiar kary, ale gdy kilka lat później walczyła w wyrównanym boju o fotel prokuratora generalnego Kalifornii, złagodziła retorykę i mówiła, że będzie działała w tej kwestii "tak, jak nakazuje jej prawo". W 2014 roku narobiła sobie wrogów wśród działaczy praw człowieka, gdy złożyła apelację od wyroku sądu federalnego, który procedurę dotyczącą kary śmierci uznał za niekonstytucyjną. Harris tłumaczyła wówczas, że apelacja wynika nie z jej przekonań, tylko jej zdaniem wadliwego prawnie wyroku sądu niższej instancji. Ostatecznie sąd apelacyjny przyznał jej rację.
Kolejnego zwrotu o 180 stopni Harris dokonała, gdy już jako senatorka USA ogłosiła swoją pierwszą, nieudaną, kampanię prezydencką. Kiedy w marcu 2019 roku gubernator Kalifornii wprowadził moratorium na wykonywanie kary śmierci, pochwaliła tę decyzję. W wywiadach prasowych deklarowała też, że poparłaby analogiczne przepisy na poziomie federalnym.
316 dni
Walka Harris o Biały Dom nie wypaliła, choć zapowiadała się obiecująco. Polityczka po wkroczeniu do gry plasowała się na trzecim miejscu w sondażach, mając 11 proc. poparcia. Postrzegana wtedy jako wschodząca gwiazda Partii Demokratycznej Harris nie odnalazła się w gronie politycznych wyjadaczy. Rywalizowała w końcu m.in. z wieloletnimi senatorami: Elizabeth Warren, Joe Bidenem i Berniem Sandersem. Oprócz słynnej scysji z Bidenem na temat dowożenia dzieci do szkół dla białych Harris nie wybiła się podczas debat. Stroniła od wyrazistych poglądów, dryfując raz w stronę politycznego środka, raz na lewo. Ostatecznie jej kampanię, trwającą 316 dni, dobił brak funduszy. Amerykańska prasa rozpisywała się także o organizacyjnym chaosie w jej sztabie, którym kierowała jej siostra – prawniczka Maya Harris. Demokratka zrezygnowała z wyścigu 3 grudnia 2019 roku, jeszcze zanim rozpoczęły się prawybory w jej partii. Według informatorów telewizji CNN Harris przekalkulowała, że kontynuowanie kampanii może jej tylko zaszkodzić politycznie, gdy będzie starała się o senatorską reelekcję lub gdyby zaproponowano jej stanowisko kandydatki na wiceprezydenta.
Tak się zresztą stało. Joe Biden 11 sierpnia 2020 roku ogłosił ją kandydatką na to drugie najważniejsze stanowisko w kraju. Według informatorów "The New York Timesa" wybrał ją spośród trzech innych finalistek nie tylko ze względu na doświadczenie w piastowaniu urzędów publicznych i kolor skóry (w myśl kalkulacji, że przyciągnie afroamerykańskich wyborców). Ponoć nie bez znaczenia była też jej przyjaźń z Beau Bidenem, który zmarł w 2015 roku na raka mózgu. Najstarszy syn polityka przed śmiercią zajmował urząd prokuratora generalnego Delaware.
Według informatorów "The New York Timesa" sztab Bidena, wybierając Harris, miał tylko jedną wątpliwość – obawiano się, że jej doradcy będą go podkopywali, by utorować jej walkę o prezydenturę w 2024 roku. Ponoć demokratce postawiono warunek: zatrudniany przez nią personel miał być zatwierdzany przez Bidena.
Ulubienica social mediów
Gdy w lipcu tego roku prezydent USA zrezygnował z walki o reelekcję, Harris była przygotowana do wskoczenia na jego miejsce. Jak donosi magazyn "Time", doradcy wiceprezydentki przez ostatnie lata szykowali jej grunt pod kolejną kampanię. Po tym jak Sąd Najwyższy zniósł federalne prawo do aborcji na życzenie, Harris podróżowała po stanach i wygłaszała liczne przemówienia na temat praw reprodukcyjnych. Przy okazji spotykała się z wpływowymi politykami, przywódcami związkowymi i delegatami, co miało przysporzyć jej sojuszników w momencie, gdy będzie tego potrzebowała. Jej mrówcza praca znów się opłaciła – w ciągu 48 godzin od rezygnacji Bidena z wyścigu Harris miała poparcie większości delegatów Partii Demokratycznej, których głos potrzebny jest do uzyskania nominacji partyjnej. Według doniesień "The New York Timesa" pierwsze godziny spędziła na wykonywaniu telefonów do byłych prezydentów z Partii Demokratycznej i potencjalnych rywali w walce o nominację, m.in. gubernatorki Michigan Gretchen Whitmer i gubernatora Pensylwanii Josha Shapiro.
Po ogłoszeniu przez Harris kampanii prezydenckiej wśród demokratów zapanowała euforia, którą można porównać do tej sprzed 16 lat, gdy o prezydenturę ubiegał się czarnoskóry senator Barack Obama. W ciągu zaledwie tygodnia kampania Harris zebrała 200 mln dolarów i doczekała się armii 170 tys. wolontariuszy. Kandydatka na prezydenta szybko podbiła też social media: jej oficjalne konto na TikToku przez pierwszą dobę zyskało 2 mln nowych followersów. W tym czasie w sieci krążyły memy i żartobliwe wpisy nawiązujące do drzewa kokosowego. To odniesienie do przemówienia Harris w Białym Domu z maja 2023 roku. Mówiąc o pomocy dla młodych Latynosów, tłumaczyła, że skierowane do nich działania muszą być podejmowane w szerszym kontekście, z uwzględnieniem potrzeb ich rodzin i nauczycieli. Przy okazji przytoczyła słowa swojej matki, która lubiła powtarzać córkom, że nie żyją w próżni: "Nie wiem, co jest nie tak z wami, młodymi. Myślicie, że po prostu spadliście z drzewa kokosowego?" – powtórzyła wiceprezydentka USA, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Polityczka już wcześniej robiła furorę w sieci. Pierwszy raz – we wrześniu 2018 roku, gdy jeszcze jako senatorka uczestniczyła w przesłuchaniach Bretta Kavanaugh, nominowanego przez Trumpa kandydata na sędziego Sądu Najwyższego. Jako członkini senackiej komisji sprawiedliwości Harris zadawała mu niewygodne pytania, m.in. o prawa reprodukcyjne. "Czy może pan podać przykład jakichkolwiek przepisów dających rządowi federalnemu prawo do decydowania o męskim ciele?" – pytała senatorka, wprawiając w osłupienie Kavanaugh, który cztery lata później jako sędzia Sądu Najwyższego przyłożył rękę do obalenia federalnego prawa do aborcji na życzenie.
Nie jestem Obamą
Kamala Harris nieraz w swojej karierze nazywana była "kobiecą wersją Obamy". Nie lubi jednak takich porównań. Gdy jeden z reporterów spytał ją, czy kontynuuje "dziedzictwo" byłego prezydenta USA, wypaliła, że "ma swoje własne". Nie można jednak zaprzeczyć, że łączy ją z nim polityczna przyjaźń. Jeszcze jako prokuratorka okręgowa w San Francisco wsparła kampanię prezydencką Baracka Obamy w 2008 roku, rozmawiając z wyborcami i zbierając fundusze na jego walkę o Biały Dom. Obama spłacił dług wdzięczności, udzielając jej poparcia podczas wiecu w Los Angeles na finiszu jej wyrównanej walki o stanowisko prokuratora generalnego w Kalifornii. Demokratka wygrała wówczas z przewagą niecałego punktu procentowego. Barack Obama poparł także jej kandydaturę w wyścigu o fotel senatorki w 2016 roku, a teraz jej walkę o Biały Dom. Podczas sierpniowej konwencji demokratów w Chicago mówił: "Mamy możliwość wybrać kogoś, kto spędził całe życie na stwarzaniu innym tej samej szansy, jaką dała jej Ameryka. To ktoś, kto was rozumie i kto będzie wstawał codziennie i walczył dla was. Oto przyszła prezydentka Stanów Zjednoczonych Kamala Harris".
Po raz kolejny wiceprezydentce USA przydały się pielęgnowane przez lata kontakty. I po raz kolejny czeka ją wyrównana walka.
Marta Zdzieborska. Dziennikarka "Press", stała współpracowniczka "Tygodnika Powszechnego", korespondentka w USA w latach 2018-2020.