Not logged in | Log in | Sign Up
@Jarosz Rozgrzebam swoje archiwa "z lat minionych", publikuję je na Alltrans`ie, pomyślałem że chyba i tu mogę coś dodać.
@JP Nie wiem dokładnych cyfr, ale z tego, co piszą na Transphoto, wynika, że sytacja raczej nie jest wiesoła. Na centralnej linii nr 2 (na zdjęciu) przed 2014 rokiem kursowało około 25-27 trolejbusów w odstępie 3-4 minut w szczycie przewozowym, teraz coś w rodzaju 3-4 trolejbusy + 1-2 autobusy.
Ostatni raz byłem w Doniecku jeszcze przed covidem w 2019 r, już wtedy sytuacja pozostawiała wiele do życzenia. Z tego, co pamiętam, już wtedy, na przykład, na takiej trolejbusowej ósemce kursowało 3 maszyny, z których jedna w dzień mojej wizyty się zepsuła, z czego pozostałe 2 wozy kursowały w odstępie 20-40-20-40 minut — przed 2014 rokiem interwał na ósemce był bodajże 6 minut w szczycie.
A jak wtedy w 2019 wyglądała podróż do Doniecka? Przez Rosję? Granica UA - DRL była zamknięta?
Nie, granica, abo jak wtedy ją nazywano "linia rozgraniczania", wtedy jeszcze nie była zamknięta. Żeby przejechać tędy lub stamtąd, trzeba było się zarejestować w systemie przepustek elektronicznych SBU, i po sprawdzaniu, że nie jesteś terorystą-separatystą, w systemie pojawiał się napis o dozwoleniu na przejazd. Dla tych, kto jest zameldowany na terytoriach okupowanych, te zezwolenia zazwyczaj były wydawane bez dużych problemów; dla zameldowanych w innych częściach kraju to już mogło być wyzwaniem, o ile trzeba było udowodnić cel podróży.
Na początku gdy tylko wprowadzono ten system, przepustki były jednorazowe, na każde przekroczenie tej linii rozgraniczania trzeba było rejestrować nową przepustkę, ale już w 2016 roku te przepustki zostały długoterminowe - na jeden rok.
Działaly 5 punktów przepuszczania, z nich 4 na pograniczu z "DNR"em, jeden - z "ŁNR"em.
Komunikacja publiczna przez te puntky nie kursowała, trzeba było dojechać do punktu, przejść przez pierwszą granicę, potem w "szarej strefie" przejachać autobusem-wahadłem do puntku "po tej stronie", i już stąd można było jechać dalej. Między niektórymi parami tych punktów kursowało nawet dwa wahadła: jedno z DNRskiego punktu do "punktu zero", a potem inny autobus on "punktu zero" do strony ukraińskiej.
Po stronie ukraińskiej sprawdzania tożsamości i bagaży zazwyczaj trwało mniej-więcej szybko, po stronie "DNR"owskiej to mogło trwać wiele godzin.
Mój zwykły dojazd z Makiejewki do Charkowa zazwyczaj wyglądał tak: pociągiem podmiejskim do Gorłówki, dalej miejskim autobusem nr 14 do punktu przepuszczania "Majorsk", potem wahadełkiem do "punktu zero", stąd wahadełkiem do ukraińskiego punktu przepuszczania "Majorsk-Zajcewe", stąd autobusem do Bachmuta, a stąd już pociągiem do Charkowa.
-----
Kiedy przyszedł covid, punkty przepuszczania z obu stron zostały zamknięte. Potem, gdzieś jesienią 2020 r, jeden punkt został ponownie otwarty, ale strona DNRowska wystawiła umowę, że będzie tylko wpuszczać obywateli z zameldowaniem na tym terytorium (powrót do miejsca zamieszkania), ale wypuszczać już nie będzie. Teoretycznie mógłem wrócić do miasta rodzinnego, ale wyjazd stamtąd na nieokupowaną część Ukraniy sprawiłby już dla mnie duży kłopot.
Po tym wszystkim ludzie jeździły bardzo okrężną drogą przez Rosję, ale ja na tę wyprawę wtedy nie zdecydowałem, no a potem już nastąpił luty 2022 r.
Jeśli do 2014 r dojazd pociągem z Makiejewki do Charkowa trwał około 6 godzin (podmiejskimi z przesiądkami - 8-9 godzin, "szybką" Škodą z Doniecka - 4 godziny, autobusem - 5-6 godzin), to ta wyprawa przez punkty przepuszczania zajmowała cały dzień. Zazwyczaj wyjeżdżałem z domu o szóstej rano, i przybywałem do Charkowa blisko ósmej wieczorem, ale parę raz trafiało się i tak, że przyjeżdżałem do Charkowa i po północy.
Ciekawe, myślałem że te granice były raczej nie do przekroczenia. Czy dużo ludzi podróżowało, czy też tylko ci, którzy mieli taką konieczność?
Polecam książkę: https://www.empik.com/apartament-w-hotelu-wojna-reportaz-z-donbasu-forro-tomas,p1295842779,ksiazka-p?mpShopId=0&gclid=CjwKCAjwyNSoBhA9EiwA5aYlb4l-0ynkv7dzF3naAMq2aOQQ21yk76XMekHgX4CNbRLuXksxcZBzsxoCwNoQAvD_BwE&gclsrc=aw.ds I czekam na kontynuację bo może być naprawdę ciekawa jeśli powstanie.
@JP: turystów zwiedzających kopalnie i sieci trolejbusowe to raczej wielu tam nie podróżowało :P Ale jak i po 1991 granice nowopowstałych państw, tak i ta "linia rozgraniczenia" podzieliła wiele rodzin, czy odcięła studentów od rodzinnych domów.
Chodziło mi o to czy jeździli tylko naprawdę nieliczni z konieczności, czy jeździły nawet setki tysięcy ludzi.
@JP Jacku, to takie pytanie na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Powiedziałbym, że odpowiedź jest "tak" raczej na oba pytania. Jeździło dużo ludzi, jeździli ci, którzy miały taką konieczność. Był taki okres, gdy Państwowa Służba Migracyjna codziennie podawała wiadomości o liczbie osób przekracających punkty przepuszczania, o ile pamiętam wychodziło coś około od 5 to 12 tysięcy osób codziennie (wspólna liczba osób na wszystkich punktach w obie strony). W okresy przedświąteczne lub przed początkiem roku akademicznego zazwyczaj liczba ta powiększała się, w okresy złej pogody (silne opady śniegu lub deszczu, albo duże upały latem lub silne mrozy zimą) liczba ta mogła spadać — bo czekać w pieszej kolejce pod niebem otwartym bez żadnych wiat lub ławeczek w ciągu kilku godzin to wyprawa nie dla każdego. Po stronie ukraińskiej gdzieś po roku 2017 punkty przepuszczania zostały wyposażone w bardziej solidną infrastrukture z wiatami czy nawet poczekalniami zamkniętymi, jak na "rzeczywistej" granicy, a po stronie "DNR"skiej prawie nic się nie zmieniało.